środa, 31 października 2012

Halloween xP

  Rano obudziłam się bardzo wcześnie. Przez najbliższe pięć minut z zamkniętymi oczami rozmyślałam sobie o czym będę się uczyła. W dormitorium panowała absolutna cisza. Słyszałam lekkie, rytmiczne postukiwanie zegara znajdującego się na stoliku obok łóżka, w którym spała Klara. Jej złoty budzik zaczął pobrzękiwać hałaśliwie, przeszkadzając mi w leniuchowaniu. Wszystkie dziewczyny się obudziły. Z niezadowoleniem pomrukiwały pragnąc o krótkiej dziesięciominutowej drzemce. Jedynie ja nie ruszyłam się z miejsca. Karolina widząc jak bardzo się rozleniwiłam szturchnęła mnie dość mocno.
- Au! - mruknęłam
- Królewno, pora wstawać. Inaczej na lekcje się spóźnisz.
- Dobra, dobra. Już wstaję, o mnie sie nie martwcie. To ja bym miała przypał, nie wy - powiedziałam, a po chwili ziewnęłam, zakrywając usta rękami. Nie wyspałam się, a zwykle wtedy bywam nieco rozzłoszczona. W końcu moje koleżanki chciały mojego dobra. Nie mogłam ich za to winić. Niestety.
- Oho, ktoś ma dziś muchy w nosie! - krzyknęła mi w ucho Amber. Ależ mi zadudniło.
- Ja mam muchy w nosie? Żartujesz sobie. Dobra, wstaję - oznajmiłam i szybciutko wyślizgnęłam się spod ciepłej, tak rozkosznej kołdry.
- Nareszcie.
- A wy to co? Przecież same musicie się ubrać - zauważyłam, po raz kolejny ziewając.
- My... no właśnie idziemy! - mruknęła Klara, uśmiechając się od ucha do ucha. Odwzajemniłam promiennie uśmiech.
- Jaką mamy pierwszą lekcję? - zapytałam rzeczowo.
- Hmm, mamy zaklęcia. Podobno ten nauczyciel jest bardzo mały! Mniejszy od nas! Nie mogę się doczekać już użycia różdżki. Ja się stresuję, a wy? Przecież będziemy się uczyć magii. Chciałabym tak nauczyć się latać. Podobno tu są drużyny quidditcha, wiecie? Gdybym ja się w niej znalazła... - Amber odpłynęła z marzeniami pewnie gdzieś daleko, ale bezlitośnie sprowadziłam ją na ziemię. Poniekąd byłam sadystką.
- Quidditch? Co to jest?
- To gra czarodziejów. Lata się na miotle... - znów zrobiła rozmarzoną minę. Widząc moje natarczywe spojrzenie otrzeźwiła się.  - Są rozgrywki w tym sporcie. Gra się różnymi piłkami. W drużynie musi być siedem osób. Dwóch pałkarzy - zaczęła wyliczać na palcach. Z niewiadomej przyczyny nieco  mnie to rozbawiło. - Co się śmiejesz?
- Nie, ja się nie... zresztą mów dalej.
- No to dwóch pałkarzy, oni mają takie pałki i bronią zawodników przed tłuczkami. Takimi złośliwymi piłkami, co mogą rozwalić ci łeb.
- Bezpieczne - mruknęłam pod nosem.
- Jess! - jęknęła Amber.
- No dobra, przepraszam.
- Jest trzech ścigających, oni podają sobie kafla i strzelają gole do obręczy... obrońca, który broni te słupki, no i najważniejsza osoba, szukający.
- Dlaczego najważniejsza? - wypaliłam.
- To ona łapie znicza. Taka mała złota piłka ze srebrnymi skrzydełkami. Ponoć bardzo szybka, ale jak ją ten szukający złapie to jego drużyna dostaje sto pięćdziesiąt punktów. Zwykle to przesądza mecz. I właśnie mecz trwa dotąd, póki ktoś nie złapie tego znicza - wyjaśniła mi. Chciałam zostać szukającą.
- Cool! - wypaliłam, reszta dziewczyn wybuchnęła śmiechem. Nie uraziło mnie to.
    Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołałam.
    Do dormitorium weszła nowa dziewczyna. Miała ładne, kasztanowe włosy, opadające z wytwornością na ramiona. Delikatne rysy dodawały jej dziewczęcego uroku. Na okrągłej buzi zawitał niepewny uśmiech. Ładna była.
- Hej, przydzielono mnie tutaj.
- No hej, Jessica jestem. A ty jak się nazywasz? - uśmiechnęłam się pogodnie do nowej współlokatorki.
- Nika. Nika Sullivan.
- Miło mi. Poznaj innych, to jest Klara, tam Karolina, a ta dziewczyna, co majstruje przy budziku Klary to Amber - wskazywałam kolejno na dziewczyny. Milington zrobiła kwaśną minę. Natomiast Klara z prędkością światła zabrała swój budzik z rąk Amber.
- Witaj w domu wariatów - przywitałam oficjalniej Nikę. Roześmiała się. Zresztą inni też.

***

    Zamek wyglądał wspaniale! Podłoga wykładzona marmurem lśniła tak pięknie, że z przyjemnością się po niej chodziło. Spotykałam coraz ciekawsze obrazy. Wiele z nich uśmiechało się do mnie, niektórzy zdejmowali przede mną szarmancko kapelusz, ale byli też tacy, co zaczepiali mnie, denerwując niemiłosiernie. Musiałam znosić towarzystwo Irytka, który ciągle rzucał we mnie kredami. Śmiał się, gdy na niego krzyczałam.
- IRYTKU! PRZESTAŃ!
- Panna Newton się zdenerwowała? Ależ to źle...
- Irytku, bądź tak dobry i przestań we mnie rzucać kredą. Porzucaj w kogoś innego - powiedziałam w miarę grzecznie.  Podziałało, ale skutek był naprawdę dziwny.
- Ależ dobrze, madam. Porzucam w kogoś innego kredą. Ale zostanę z tobą.
- Irytku, patrz! Tam idą pierwszoroczniacy! idź ich postraszyć! Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam. Irytek posmutniał.
- Krościata! Krościata! - szeptał mi zjadliwie do ucha. Pryszczy nie miałam.
-  Irycie! Ty nieznośny, głupi, arogancki duchu! Wynoś się stąd!
- Twoje marzenie nie zostanie spełnione! Buahahahahaha! - zaczął się beztrosko śmiać. O dziwo, sama się roześmiałam. Poltergeist spojrzał na mnie wzrokiem pełnym doszczętnego zdumienia.
- No co? - zapytałam.
- Nikt jeszcze się nie śmiał w moim towarzystwie - powiedział i zniknął.


Dziś jest Halloween! Chciałabym Was jakoś przestraszyć, ale jak? 
 gifura.orzhk.org/src/1332235315120.swf
Polecam Wam ten link :D  

2 komentarze: