sobota, 15 grudnia 2012

2

         Nigdy nie myślałam, że mogłabym być świadkiem tak strasznych wydarzeń. To wszystko wydawało się takie nierealne, nieprawdziwe. A jednak należało do rzeczywistości. Chorej rzeczywistości. Normalny człowiek nie uwierzyłby w istnienie postaci z bajek. Miałam złudzenie, że cały pobyt w Hogwarcie to tylko sen, który się kończył w czerwcu każdego roku.
     Ale dlaczego? Czym sobie ona zasłużyła?
Nie, nie i nie. To nie mogło się stać. Rodzice bezpieczni. Nic im nie groziło. Ale ona...

***

    Maks Tenet poszedł do Wielkiej Sali. Nie chciałam iść za nim, więc zostałam przed drzwiami wejściowymi. Mój chłopak dotrzymał mi towarzystwa. Staliśmy tak w milczeniu. Przez chwilę usłyszałam kroki, które gwałtownie ucichły. Zaczęłam się wpatrywać w kierunku miejsca, z którego dobiegały odgłosy. Nikogo nie widziałam. Zaczęłam czuć zniecierpliwienie. Życie moich rodziców leżało w gruzach. Miałam pewność, że moje obawy na pewno nie były niesłuszne. Wiedziałam, że ten sam śmierciożerca odwiedził niedawno mój dom i czegoś usilnie szuka.Tylko czego? Może po mnie przyszedł? To niemożliwe, bo przecież wiedział, że co roku jeździłam do Hogwartu. Bałam się o rodziców, o Emily. A jeśli ten czarodziej napotkał jakiegoś mugola na drodze i go zakatrupił? Zaczęłam krążyć w tę i z powrotem. Nie mogłam sobie pozwolić na czarne myśli. Miałam nadzieję, która podnosiła mnie na duchu. Nie zwracałam uwagi na to, że osoby przechodzące obok mojej osoby coraz zerkały w mą stronę.
    Maks wyszedł wreszcie z Wielkiej Sali. Jedynie skinął na nas dyskretnie głową. Poszłam za nim, a Mike za mną.
- Dyrektorka zakazała nam opuszczenia progów zamku - stwierdził.  Wspaniale - pomyślałam. -  Nie znaczy to, że nie pójdziemy sprawdzić, czy rzeczywiście artykuł Rity jest prawdą.
    Zdawało mi się, że przez chwilę zerknął na mnie jakby czytał w moich myślach. Po wampirach trzeba się wszystkiego spodziewać. Skinęłam głową.
- Myślę, że szybciej będzie jeśli to my poprowadzimy do wyjścia - mruknął Mike.
- Tak, to dobry pomysł. Jessico, pozwolisz, by Mike wziął cię na ręce? - zapytał mnie nagle Maks Tenet.
- Słucham? Ach, tak.. - powiedziałam nieprzytomnym głosem. Chłopak wziął mnie na swoje ramiona i szepnął:
- Zamknij oczy, jeśli nie chcesz puścić pawia.
     Posłusznie zamknęłam oczy i w dodatku dla pewności przycisnęłam powieki. Z całą siłą woli powstrzymałam się od drgnięć z zimna. To, co stało się chwilę potem należało do moich niesamowitych wspomnień. Przez ułamek sekundy nie czułam nic. Kiedy Mike pozwolił mi otworzyć oczy zobaczyłam, że znalazłam się przy Hogsmeade. Gdy wreszcie stanęłam na nogach, wzięłam dwa głębokie oddechy i rozejrzałam się dookoła, jakbym upewniała się, że to nie sen.
- To niesamowite! Fenomenalne! - zabrakło mi słów, bo opisać jakie wrażenie wywarła na mnie ta szybkość.
- Ktoś nas śledzi - mruknął Maks Tenet.
- Myślałam, że to tylko ja mam takie obawy.
- Rozejrzę się dookoła - mruknął Mike i chwilę później już go nie było.

Wiem, że krótkie, ale dziś pojawi się na pewno notka! I przepraszam, że tak długo nie pisałam notki >.<

poniedziałek, 3 grudnia 2012

//

   Jak zauważyliście dodałam odtwarzacz MP3. Trochę poniosło mnie, bo umieściłam "Gangnam Style", ale co tam... może się Wam spodoba. Oczywiście link mi dała Klara, ale muszę się przyznać, że na samym początku z niego nie skorzystałam, ale to tylko dlatego, że nie wiedziałam jaką piosenkę wstawić xD Oczywiście dziękuję za ten link i z dumą oznajmiam, że bez niczyjej pomocy wstawiłam muzykę (xD). Muszę również wspomnieć, że umieściłam 2 piosenki (dla niekumatych - strzałeczką proszę kliknąć a pojawi się druga piosenka).

Mam nadzieję, że wytrzymacie do końca! :D

Dziś notki nie będzie.

niedziela, 2 grudnia 2012

1

     Hej! Jak zauważyliście nastąpiła pewna zmiana związana z szablonem, który wykonała Klara. Mam nadzieję, że każdy, kto skomentuje bloga na pewno coś napisze na temat tego dzieła, gdyż sądzę, że dziewczyna się napracowała i jej talent powinien być doceniony. Doceniam go podwójnie, ponieważ sama chciałam spróbować zrobić nagłówek a wyszła kicha, a szablon zrobić jest dwukrotnie trudniej! Żeby się odwdzięczyć zrobię reklamę jej blogów, które co prawda znajdują się w kolumnie bocznej, ale naprawdę tak wspaniałych blogów jeszcze nie odwiedzałam, bądź i odwiedzałam, ale za niepamiętnych czasów.
>KLIK< 
 >KLIK<
>KLIK<

Zapraszam z wielką przyjemnością na te blogi. 
Wiem, że trochę się rozpiszę w sprawach organizacyjnych, ale jak mus to mus. Od tej chwili będę numerować notki liczbami arabskimi, gdyż tytuły ciągną się niemiłosiernie po lewej stronie,  więc wolałabym numerować normalnie. I zapomniałam, o czym miałam napisać >.< Może to i lepiej... xD
  

***
    Pobiegłam na błonia. Byłam naprawdę przywiązana do mojej górki, na której zawsze samotnie spędzałam czas rozmyślając o wielu sprawach. Scorpius zapewne nie zrozumiał mojego zachowania, z czego po raz pierwszy w życiu się cieszyłam. Poniekąd czasami dziwnie reagowałam, czym irytowałam innych. Po prostu obawiałam się tego, że mógłby zacząć węszyć i wtedy poznałby tajemnicę wampirzej rodziny. Wiedziałam, że Mike poszedł za mną i prędzej czy później znajdzie mnie siedzącą na trawie, zajętą myślami. Wolałam go nie obarczać swoimi refleksjami. Zresztą słabo go znałam, ale pomimo tego darzyłam go zaufaniem. W tej chwili nie mogłam mu powiedzieć niczego, co by go zaniepokoiło. Przecież zerwałby ze mną, a tego nie chciałabym.
   Wiatr hulał miotając wściekle różnokolorowymi liśćmi, które tańczyły po powierzchni ziemi. Wierzba Bijąca wyginała się w różne strony uderzając z łoskotem ziemię. Gwiazdy lśniły na niebie, co jakiś czas spadając na nieznany grunt. Chłodne powietrze przeszywało moją skórę od stóp do głowy. Nie zwróciłam na to uwagi. Powoli wstałam i zeszłam na podnóże mojej górki. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Zauważyłam jak moja sowa leciała wysoko i zaczynała lądować. Zaczepiła się o moje ramię i upuściła na moją wyciągniętą rękę Proroka Wieczornego. Dałam do małego woreczka kilka srebrnych monet. Poczułam natarczywe dziobanie mojego ucha. Odsunęłam Kirę od siebie.
- Nie mam nic dla ciebie - mruknęłam.
- Ale ja mam.
     Mike pojawił się jak zwykle w najmniej oczekiwanym momencie. Podarował sówce kilka smakołyków. Kira połknęła z pewnym trudem porcję i poleciała obrażona na mnie w kierunku Zakazanego Lasu. Nie bałam się, że zgłodniały testral na nią zapoluję, ponieważ Hagrid zapewniał na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, że zostały doskonale wytresowane.
    Wertowałam i czytałam zachłannie gazetę, próbując odpędzić myśli jak natrętne muchy.

                                  "Śmierciożerca na wolności poluje"
     Śmierciożerca, który zaatakował 1 września pociąg jadący do Hogwartu znów się ujawnił. Oczywiście nauczyciele, przebywający w pobliżu nieznanego czarodzieja, nieudolnie próbowali go złapać. Jak źródła,  z których korzystałam, podają - jedna osoba została poważnie ranna. Trzeba również wspomnieć, że od tego wydarzenia minęło ponad 4 lata. Aurorzy, a w tym słynny Harry Potter pilnie poszukują owego śmierciożercy. 
    Potter, który pokonał samego Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać odmówił przeprowadzenia wywiadu na ten temat, ponieważ nikt nie ma czasu. Można by stwierdzić, że boi się przyznać do nieudanych poszukiwań.
    Jednakże dziś dotarły do mnie wiadomości, że owy śmierciożerca po tylu latach znów zaatakował. Rodzina mugoli, mieszkająca w Londynie została wymordowana. Najbardziej fascynującym faktem jest to, że pięć lat temu zaatakowano czarownicę mugolskiego pochodzenia, a wczoraj zabito jej rodzinę. Czego od niej chce? Czy jest związana z Harrym Potterem? 
     Czytaj więcej na 7 stronie.

 - NIE! - krzyknęłam. To było niemożliwe! Nawet nie zauważyłam, że Mike opatulił mnie swoim garniturem. Ukucnęłam i zaczęłam płakać. Przytuliłam się do chłopaka, mocząc jego koszulę. Nie przeszkadzało mi to, że jego ciało było chłodne. Właśnie ono mnie uspakajało. Miałam chęć złapać drania i wyrwać mu głowę własnymi rękoma. Mój towarzysz wyjął mi delikatnie gazetę i przeczytał fragment, który znienawidziłam najbardziej na świecie.
- Jessica - zaczął uspokajającym tonem. - To akurat artykuł Rity Skeeter i nie wszystko, co pisze jest prawdą. Chodźmy to sprawdzić.
- Jak? - wychrypiałam. Płomyk nadziei rozpalił się na dobre.
- Powiedz, gdzie dokładnie mieszkasz - powiedział.
- Niedaleko Flower Street, dwie ulice dalej. Co zamierzasz zrobić? - spytałam.
- Sprawdzimy, czy to prawda. Idziemy tam, ale ty musisz zostać. Pójdę z Maksem.
- Nie, przecież on tam może być nadal! Idę z wami! - uparłam się i nie zamierzałam się poddać. - Tam mogą być moi rodzice! bez względu na to, co powiesz, idę z wami. Muszę się dowiedzieć... ujrzeć na własne oczy!
     Mike patrzył na mnie sceptycznie, ale w końcu podjął decyzję.
- Dobrze, jeśli Maks się zgodzi to pójdziesz. Jak nie, przykro mi, ale będziesz musiała zostać - mruknął i pocałował mnie w czoło.

***

    Znajdowaliśmy się przy drzwiach do gabinetu Teneta. Zaczęłam walić nie pięściami. Nie myślałam racjonalnie, więc moje zachowanie nie było najgrzeczniejsze. Martwiłam się o rodziców. Nie wiedziałabym, co zrobić, gdyby to, co wypisywała Skeeter okazało się prawdą. Obawiałam się najgorszego. Nigdy nie przygotowano mnie do usłyszenia takiej wiadomości. Roniłam przez całą drogę tysiące łez.
     Wreszcie ktoś otworzył.
- Co się dzieje? - mruknął Tenet, ziewając.
- Czytaj pan - powiedziałam i rzuciłam mu gazetę. W każdej następnej minucie czułam się, jakby dostała ataku szału. Profesor wziął Proroka i zaczął robić to, co mu bezczelnie kazałam.
- Żadnego zabójstwa nie było - rzekł spokojnie. - Słyszałem, że tak naprawdę to przeszukał dom, gdy tych mugoli nie było...
- To są moi rodzice! Chcę się z nimi natychmiast zobaczyć! Bez względu na to, co się z nimi stało! - krzyknęłam. Myślałam, że zwariuję.
- To może być niebezpieczne - mruknął Mike.
- Niebezpieczne?! W moim domu był śmierciożerca! Teraz może dopaść moich rodziców. Myślisz, że będę siedzieć bez sensu i czekać aż zamorduje moją mamę i tatę? - zawołałam i zaczęłam krążyć w tę i  z powrotem.
- Myślę, że powinienem z profesor McGonagall to przedyskutować  - oznajmił Maks Tenet. Miałam ochotę go zabić. Tutaj liczyły się minuty, może i nawet sekundy, a on chciał rozmawiać z dyrektorką. Zobaczył moją minę. - To zajmie tylko chwilę. Powinna być na balu.

***
    Szliśmy w milczeniu. Mike objął mnie w talii. Maksowi to nie przeszkadzało. Jako jedyny nie miał nic przeciwko do naszego związku, choć dowiedział się o nim pół godziny temu.
- Dlaczego cię nie było na balu? - spytał Mike Maksa.
- Na początku byłem, widziałeś mnie, ale musiałem pójść do gabinetu, by poszukać czegoś ważnego...
    Gdy oni rozmawiali ze sobą poczułam straszliwy ból ściskający moje serce. Czułam niewytłumaczalne poczucie winy. Może za mało pisałam do rodziców? Co śmierciożerca chciał znaleźć w moim domu? Czego szukał? Może cztery lata temu nie zostałam przypadkową ofiarą napadu... Te rozmyślania prowadziły mnie do obłędu. To, że był to ten sam człowiek wiedziałam instynktownie, nawet, gdyby Skeeter by tego nie napisała to domyśliłabym się tego prędzej czy później. Zaczęłam szperać w pamięci. Co mam takiego cennego? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie.


Wiem, krótkie..

sobota, 24 listopada 2012

Śmierć w taki sposób byłaby rozkoszą.

      Uhuhuhu! Dawno notki nie było. ;p


     Obudziłam się w sobotni ranek. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że dochodziła godzina dziesiąta. Dostrzegłam, że na szafce leżała mała koperta zaadresowana do mnie. Otworzyłam pospiesznie jednocześnie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.

Nie chciałyśmy Cię budzić, kochana. Tak słodko spałaś.

   Oczyma przejrzałam prawy, dolny róg kartki. Przeczytałam na głos 'Amber Milington'.
- Typowe... - mruknęłam. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wstałam, z pewnością, że to Klara znów chciała mi zrobić głupią niespodziankę. Otworzyłam drzwi. Stanęłam jak wryta, a potem wyjąkałam:
- Eee... cz-cześć.
- Hej, mogę? - zapytał Mike.
- Jasne, że możesz. Wchodź - mruknęłam otrząsając się z pierwotnego szoku. Trochę skrępowało mnie to, że byłam w piżamie, z nieco rozczochranymi włosami i z śmiesznymi kapciami  z zabawnymi uszkami. Zastanawiałam się, z jakiej okazji przyszedł do mojego dormitorium. Ach... bal! Na śmierć zapomniałam.
- Jak się tu dostałeś? - zapytałam. - Podobno dormitorium dziewczyn jest jakoś specjalnie chronione.
    Mike się uśmiechnął. Miał ładne, kształtne zęby. Kłów nie zauważyłam.
- Mam swoje sposoby... - mruknął tajemniczo. Ton jego głosu bardzo mi się spodobał. Brzmiało to tak uwodzicielsko.
- Przyleciałeś na skrzydłach? - palnęłam bez namysłu. Szybko spuściłam oczy ze wstydu. Na twarzy brata Staisy nie pojawiło się zmieszanie. Nadal się uśmiechał, a nawet się roześmiał.
- Nie mam skrzydeł, ale jeśli sobie życzysz mogę zawsze sobie je dorobić.
     Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie ma takiej potrzeby. Dlaczego tu przyszedłeś? - spytałam rzeczowo. Mike drgnął gwałtownie. Odsunęłam się ze strachu.
- Nie, nie obawiaj się. Nie chcę ci zrobić krzywdy, pomimo tego, że kusisz. Przyszedłem tu, bo chciałem cię zobaczyć rozczochraną, w piżamie w misie i w tych kapciach.
    Z wielką siłą woli próbowałam się nie zaczerwienić. Rzuciłam w  nim poduszką. Zręcznie ją złapał i położył na łóżku obok. Tam sypiała Klara. Szybko do mnie podszedł i wziął na ręce.
- Niee, zostaw mnie! - zawołałam. Co on wyprawiał?!
- Powiedz "proszę" - wyszczerzył zęby i ustawił moje ciało tak, jakby miał je za chwilę wyrzucić do śmietnika. Pode mną znajdował się mały kontener.
- Zwariowałeś! Odstaw mnie na miejsce!
- Dobrze, madame - mruknął. I zrobił tak jak mu kazałam, tyle, że postawił mnie przed łóżkiem Klary. Zahaczył przypadkowo o jej budzik, który spadł na ziemię. Ukucnął przed nim.
- Zepsuty - mruknął.
- O nie... Klara mnie zabije... Przecież go nie da się naprawić! Jest stłuczony na kawałki! - jęknęłam.
- Próbowałaś Reparo? - zapytał.
- Na ten zegarek to zaklęcie nie działa.
    Mike wyciągnął różdżkę i zaczął mruczeć rózne skomplikowane zaklęcia. Jedynie to poskutkowało tym, że pozostałości budzika zamieniły się w popiół.
- Zwiewamy stąd! - zawołałam. - Ja się tylko przebiorę.
- Poczekam na ciebie w pokoju wspólnym - powiedział wesoło.

***
   
     Ubrana w błękitną bluzkę i ciemnogranatowe jeansy nałożyłam czarny płaszcz i wybiegłam do pokoju wspólnego. Mike siedział na fotelu i czytał "Proroka Codziennego". Kiedy zobaczył, że już wyszłam wstał. Podeszłam do niego.
- Jak ci się udało wejść do pokoju? - dopiero teraz przypomniałam sobie, że mój kolega należał do Ravenclawu.
- Hasło nie należało do najtrudniejszych, a lekka wprawa pomogła mi dotrzeć tu nieco szybciej niż zwykłemu amatorowi - mruknął, a na jego twarzy przez chwilę zawitał dziwny cień. Wiedziałam, że miał na myśli wampiryzm. Chciałam go wyciągnąć z tych smutnych myśli.
- Wychodzimy stąd!


***
- GDZIE JEST MÓJ BUDZIK?! - ryknęła na cały pokój wspólny Klara. Niektórzy zatkali uszy. Spróbowałam być niewinnie zaciekawiona.
- Jaki budzik?
- MÓJ BUDZIK! - znów krzyknęła wyraźnie rozzłoszczona.
- Nie wiem, nie miałam czasu na patrzenie, czy ktoś nie ukradł ci twojego skarbu - mruknęłam. Za to Klara zawołała:
- PRZECIEŻ TO TY NAJPÓŹNIEJ WSTAŁAŚ!
     Czyli ja byłam główną podejrzaną. Poniekąd z mojej winy koleżanka straciła budzik.
- Spałam długo, ale nie tykałam twojego budzika! - odkrzyknęłam zgodnie z prawdą.
     Nagle podeszła zaciekawiona Amber.
- Co się stało? - uśmiechała się do nas, co nieco nas zirytowało.
- Klara zgubiła budzik. Byłaś dziś po południu w dormitorium? - spytałam chytrze. Akurat ten chwyt nie należał do fair play, ale musiałam na kogoś "przerzucić" podejrzenia. Wszyscy doskonale wiedzieli, że wchodziła tam po to, by majstrować przy zegarku Klary.
- TO TYYYYY! - zawyła Klara. Korzystając z okazji wymknęłam się z pokoju wspólnego do dormitorium, a później do łazienki, by przyszykować się na bal. Nadal słyszałam te krzyki.

***
 
      Pół godziny przed  balem wyszłam z pokoju wspólnego. Miałam kręcone loki i poniższą sukienkę:



        Jako jedyna mi się spodobała, a chodziłam po całym Londynie. Nagle przed moimi oczami pojawił się Mike w pięknym, schludnym, czarnym garniturku. Miał różę w ręku. Czerwoną. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:
- Czy panienka zechciałaby przyjąć ten dar od mojej skromnej osoby?
- Jasne. Fajnie wyglądasz - bąknęłam nieśmiało.
- Ty również. Jesteś fenomenalna! - zawołał, uśmiechając się łobuzersko.
- Dziękuję. To jak? Idziemy? - spytałam wesoło.
- Chodźmy. - objął mnie w pasie i poszliśmy naprzód. Po drodze spotkaliśmy Alex z pewnym Krukonem. Nazywał się Ernie Grace. Był wyższy od Alex o głowę. Nie widziałam go dokładnie. Alex zmierzyła nas ostrym spojrzeniem i rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie Mike'owi, który to zignorował i ścisnął mnie mocniej. Gdybym nie znała już parę dobrych lat Alex, pomyślałabym sobie jakąś głupotę, ale wiedziałam, w czym tkwiła rzecz. Chciała, by jej rodzina oddaliła się ode mnie. W ten sposób miałam być bezpieczna, ale jeszcze nie zostałam w jakikolwiek sposób zagrożona przez wampirów. Minęliśmy się i znów powędrowaliśmy w milczeniu. Wtedy zobaczyłam coś niespodziewanego. Klara złożyła pocałunek na ustach Scorpiusa. Zaczęłam się krztusić ze zdziwienia. Mój partner poklepał mnie lekko po plecach.
- Chyba nie lubisz się całować... - mruknął z rozbawieniem.
- Nie, do pocałunków nic nie mam, ale do tej pary tak - szepnęłam mu cicho w ucho. Złapał mnie za rękę.
- Podoba ci się ten cały Scorpius? - zapytał.
- Żartujesz sobie, wolę kogoś innego - wyszeptałam.
- Kogo?
- Ciebie...
    To stało się tak machinalnie. Nasze usta złączyły się. Poczułam niesamowitą adrenalinę, a krew jakby nabrzmiewała mi w skroniach. Nie hamowałam się, ale nagle Mike mnie odepchnął.
- Nie powinniśmy tego robić - mruknął.
- Coś zrobiłam nie tak? - poczułam się odrzucona poniekąd. Mike chyba to wyczuł.
- Nie, Jessica, po prostu boję się, że tymi kłami mógłbym cię zabić. Nie chciałbym tego.
- To ty jednak masz te kły? - szepnęłam przerażona. - Przecież ich nie widać!
    Roześmiał się wbrew sobie, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie żartuj sobie. Mam, ale nie są widoczne.
- Śmierć w taki sposób byłaby rozkoszą - mruknęłam. Przeszył mnie ostrym spojrzeniem.

***

   Na początku w Wielkiej Sali musieliśmy zatańczyć walca wiedeńskiego. Najbardziej zabawnie prezentowała się jedna para. Nika i Amber, uśmiechnięte od ucha do ucha, nie zwracając uwagi na innych tańczyły razem. Caroline z nieznajomym chłopakiem wytwornie posuwali się w takt powolnej muzyki. Caroline również się uśmiechała. Była szczęśliwa. Cieszyłam się, że mogłam ją widzieć tak piękną i tak zadowoloną z życia. Według mnie to właśnie ona tego wieczoru wyróżniała się najbardziej.

     
    Z taką sukienką  prezentowała się ślicznie. Zapomniałabym wspomnieć o Wielkiej Sali. Różnokolorowe serpentyny wisiały w powietrzu nadawając piękne złudzenie tańczących kolorów. Niebo połyskiwało z wielkim wdziękiem. Stoły wyjątkowo znajdowały się przy ścianach, tak, by była możliwość tańczenia na środku sali, która wydała się trzykrotnie większa niż zazwyczaj. Lampiony świeciły rozjaśniając niektóre elementy pomieszczenia. Zapanował dzięki temu nastrój tajemniczości...
     Bal rozgorzał na dobre. Tańczyłam najczęściej z Mike'em, czasem z koleżankami. Klara miała pewność tego, że to Amber zepsuła jej budzik. Przez to nie odzywały się do siebie. Gnębiły mnie wyrzuty sumienia. Mike zauważając mój stan, w którym się znajdowałam szepnął mi do ucha:
- Nie martw się, przyznam się do winy.
     Zabrzmiało to tak delikatnie, uroczo, że z wielkim trudem zrozumiałam sens jego słów.
- Nie! Nie mów, jeszcze nas zabiją!
- Życzę im powodzenia.
     Uśmiechnęłam się gorzko. Pocałował mnie w środku tłumu tańczących par.
- Odbijamy, co? - mruknął Scorpius złośliwie przerywając nasz pocałunek. Zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Chcąc nie chcąc, musiałam z nim zatańczyć.
- Chodzisz z Mike'em? - spytał, gdy zaczęliśmy się żwawo poruszać na takt szybkiej piosenki.
- Nic ci do tego - powiedziałam chłodno. Obróciłam się wokół własnej osi, a kierował mną Scorpius. Potem zamieniliśmy się rolami.
- Widziałem, jak się całowaliście - szepnął. Nie był to szept, który usłyszałam kilka minut temu. Wydał mi się taki nieswojski.
- Cóż za spostrzegawczość.
- Chyba to nie był przyjacielski pocałunek, co nie?
     Przestałam tańczyć.
- Scorpius, weź się odwal. Nie mam zamiaru z tobą dłużej tańczyć.
    Wyszłam zdenerwowana z Wielkiej Sali. Mike pobiegł za mną.

OMG! Ale długie *_* Tak dla objaśnienia. Proszę brać pod uwagę sukienki, a nie modelki, które je mają na sobie.

niedziela, 18 listopada 2012

True Story *_* xD

   Witojcie! Zapomniałabym o tejże wiadomości! Jak wiecie pojawiła się tydzień temu nowa podstrona 'Bohaterzy'. Niektórzy podali mi jakie zdjęcia mam podać bądź sama je wyszukałam. Ze względu na moje lenistwo nie miałam ochoty pisać niektórym osobom na PW (wiem, leniuch ze mnie), by podali osobę, której zdjęcie bym ustawiła na tejże podstronie. Zawsze możecie sami mi wysłać owe 2 zdjęcia. A więc w ten sposób chcę Was uświadomić, że musicie w ciągu tego tygodnia napisać mi w jakikolwiek sposób, kogo chcecie, by został odtwórcą tej roli na moim blogu! I oczywiście nadal z chęcią przyjmę zgłoszenia na następne postacie w blogu *_*

 - Macie już partnera na bal? - zapytała na odczepnego Amber, nakładając sobie kurczaka podczas obiadu w Wielkiej Sali. Naokoło gwar i pisk sów zagłuszał wszelkie rozmowy, więc nie miałyśmy obaw, że ktoś nas usłyszy.
- Nie... Chyba nie pójdę na ten bal - mruknęła cicho Caroline. Usłyszałam ją tylko ja.
- Dlaczego? Będzie świetnie, a jak nie masz z kim iść to możesz zawsze pójść z Klarą! - zawołałam.
- Ona idzie z Scorpiusem... - mruknęła Caroline. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Myślałam, że zaprosił Amber, ale nie Klarę!
- A ty, Jess, masz już partnera, czy czekasz na kogoś, kto cię zaprosi? - zapytała Nika, popijając chwilę później sok dyniowy.
- Taak, mam już partnera - mruknęłam bez żadnych odznak ekscytacji tym tematem. Przechodzący obok Scorpius nagle się zatrzymał rozlewając na mnie sok porzeczkowy. Zaklęłam pod nosem.
- CZŁOWIEKU! UWAŻAJ JAK IDZIESZ! - ryknęłam na niego z całej siły. Wszyscy się na mnie gapili. Zignorowałam te spojrzenia.
- Ja.. no... przepraszam -wybąkał bardzo cicho. - Z kim idziesz na bal?
- Nie martw się, na pewno nie z tobą. Człowieku... przez ciebie wyglądam jakby krew się ze mnie lała! Chłoszczyść! - mruknęłam, czyszcząc swoje ubranie. Potem kolejnym zaklęciem wyczyściłam i wysuszyłam włosy. Nadal byłam zdenerwowana. - Gdybym postępowała złośliwie to bym ci wlepiła szlaban!
    Przypomniałam sobie, że dostałam na wakacjach odznakę prefekta. Przez chwilę przemknęła mi myśl, żeby to wykorzystać przeciwko Gryfonowi, ale zrezygnowałam z tego planu.
- Z kim idziesz na bal? - zapytała Nika.
- Zobaczycie w następną sobotę. Nie znacie go. - Nie znam go nawet ja. Pomyślałam. - Mike ma na imię.
- Sam cię zaprosił? - zapytała Amber.
- Tak jakby... co dzisiaj mamy? - spytałam, chcąc zmienić temat rozmowy.
- Nic specjalnego... dwie godziny eliksirów po obiedzie! Slughorn ma zrobić sprawdzian.. wiedzieliście? - Klara przejęła się tym nie na żarty.
- Jess, pamiętasz Emily? Nadal się na ciebie gniewa? - zapytała mnie znienacka Caroline, przyglądając mi się uważnie. Dlaczego właśnie teraz musiała o niej wspominać?!
- Pamiętam. Nadal się nie odzywa. I pewnie nie odezwie - westchnęłam.
- Nie boisz się, że może cię wydać?
- Nie, nie jest na tyle głupia, żeby tak gadać. Przecież ludzie jej nie uwierzą.Tylko szkoda, że woli ze mną nie mieć do czynienia. Chętnie bym ją teraz w żuka gnojownika zamieniła - powiedziałam z nutką złości w sobie.
- Jess! Przerażasz mnie - zawołała głośno Amber. Miała banana na twarzy.
- Jak będziesz chciała to mi pomożesz - zapewniłam ją, odwzajemniając uśmiech z pewnym oporem. Kochałam Emily i sama zła myśl o niej sprawiała mi ból. Możliwe, że dobrze postąpiła, oddalając się ode mnie. Powinna żyć w świecie mugolskim bez osób, które mogą namącić jej w głowie. Niepotrzebnie powiedziałam jej prawdę, ale poniekąd uznałam, że tak było trzeba zrobić.
- To ja idę. Papa - mruknęła Nika i odsuwając krzesło wyszła z Wielkiej Sali.
- Czekaj! Ja z tobą! - krzyknęła Klara i pobiegła za Niką, popychając ludzi na różne strony. Wiele z tych osób zaklęło pod nosem.
- Uważaj, jak biegasz!
    Zachichotałam. W miejscu, którym siedziała Nika pojawił się chłopak Amber. Miał ładne kasztanowe włosy, ale trochę przydługie moim zdaniem.
- Hej, dziewczyny - mruknął Thomas.
- Dobry, dobry - odbąknęłam. Nie miałam ochoty na słuchanie rozmowy Amber z Thomasem. Byłam pewna, że zasnęłabym już po pierwszej minucie.
- Heej, Jess, to może my sobie na błonia pójdziemy co?
- Tak, jasne. Wy tu sobie gadajcie bez obaw... - powiedziałam i popatrzyłam z wdzięcznością na Caroline. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
    Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i szłyśmy korytarzem bez żadnego wyraźnego celu. Postanowiłam wykorzystać okazję. Opowiedziałam Caroline o tym, że w tej szkole są wampiry, kto nim jest i z kim idę na bal. Jako jedyna była wspaniałym słuchaczem. Inne dziewczyny też umiały słuchać, ale Carolina zawsze mi doradzała, gdy czułam się źle lub miałam problem. Przeraziła się tym, że miałam iść na bal z wampirem.
- Przecież on może cię przemienić albo zabić! - powiedziała, mając wyraźne problemy z oddychaniem. Naprawdę się przestraszyła i nie na żarty. Pomyślałam, że może nie powinnam jej była tego mówić. Ale emocje wzięły górę.
- Nie zabije. Oni mają nad sobą kontrolę. A tak poza tym ładny jest. - mruknęłam, rumieniąc się lekko. Uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem.
- Wiesz, że z wampirem nie mogłabyś być? - zapytała mnie tonem bardzo troskliwym.
- Wiem... - mruknęłam. - Ale przecież go nie znam.
    Westchnęłam.
- Pójdę na ten bal, żeby mieć oko na was. Różdżkę będę miała przy sobie. Ale tylko dlatego będę na tym balu! - mruknęła.
- Dobrze, Caroline! Wiesz, że cię kocham?
- Wiem - westchnęła z rezygnacją.
    Zza kąta pojawił się nieznany mi chłopak. Miał ładne, krótkie blond włosy, zielone oczy, przypominające mi żabę. Usta wydatne, a rysy twarzy dodawały mu uroku.
- Caroline... mogłabyś ze mną pójść na bal? - zapytał, czerwieniąc się jak burak. Po chwili twarz Caroliny również spurpurowiała. Poczułam się nieco niezręcznie w tej sytuacji.
- Tak, pójdę - mruknęła.
- To świetnie. Do zobaczenia na balu!
    Chłopak oddalił się. Zauważyłam, że jego kroki stały się bardziej sprężyste. Roześmiałam się.
- Jak on ma na imię? - spytałam.
- A wiesz, że nie wiem? - odpowiedziała retorycznie Caroline.
    Wybuchnęłyśmy śmiechem.

sobota, 17 listopada 2012

Mój partner...

      Lekcje były niezmiernie nudne. A na obronie przed czarną magią nasz opiekun ogłosił ważną informację.
-  Za dwa tygodnie, w sobotę odbędzie się bal z okazji świąt Bożego Narodzenia. Każdy z tej klasy ma obowiązek bycia na tej uroczystości.
- Dlaczego?! - prawie krzyknął piegowaty chłopak z końca klasy.
- Dlatego, że ja tak chcę - rzekł surowym tonem Tenet. - Musieliście dlatego zakupić szaty wyjściowe. Mam nadzieję, że każdy taką posiada. Czy mam rację?
    Rozległy się ciche przytakujące pomruki.
- W sobotę o godzinie dwudziestej zaczyna się bal. Jednakże wy macie się pojawić dziesięć minut przed uroczystością. Inaczej zostaniecie ukarani szlabanem. I mam nadzieję, że Jessica Newton mogłaby zostać na chwilę po lekcjach, prawda?
- Tak, mogłabym - rzekłam pospiesznie, niemal bez zastanowienia.
     Reszta lekcji okazała się niemiłosiernie nudną.

____________________

     Zostałam w klasie. Mając na uwadze to, że przede mną stał wampir starałam się być czujna i uważna. Maks Tenet widział to dokładnie, ale nie odezwał się. Widocznie rozumiał moje postępowanie.
- Nie bój się. Mam nad sobą kontrolę - szepnął.
- W jakiej sprawie chciał pan, żebym została? - nie chciałam sobie w kaszę nadmuchać.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić. Jest to chłopak... Zresztą pokaż się, Mike.
    Nagle pojawił się chłopak, który urzekł moją osobę. Miał krótkie, śliczne, czarne włosy, ładną, jasną twarz. Jego niebieskie oczy były jak hipnotyzujące wahadełko.
- Mike McKinley jestem - przedstawił mi się i uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech z wielkim entuzjazmem, ale zrzedła mi mina na widok tego, że Maks nas uważnie obserwował.
- Jessica Newton - powiedziałam.
- Jessica... to ładne imię - skomplementował mnie. Nadal się uśmiechał, ale delikatnie.
- Dziękuję, Mike - posłałam kolejny uśmiech. - Panie profesorze, a jakiż jest powód tego miłego spotkania?
- Mike też jest wampirem - rzekł.
- Mnie to nie przeszkadza - wypaliłam bez namysłu. Maks Tenet popatrzył na mnie z mieszanką zdziwienia i rozbawienia. Nie patrzyłam się na Mike'a.
- Tak więc chciałbym, byście razem poszli na bal.
    Wytrzeszczyłam oczy. Michael również.
- Ja to bym sam Jessicę zaprosił, bez pańskiego zachęcenia - mruknął Mike.
   Zarumieniłam się.

_______________

   Spacerowałam po błoniach. Idąc tak spotkałam Klarę.
- Hej Jess!
- Klara, co za niespodzianka! Jak tam budzik? - zapytałam bardzo entuzjastycznie. Spojrzała na mnie urażonym wzrokiem. Szybko się zreflektowała.
- Jakoś dziwnie się dziś zachowujesz... - spostrzegła. - Za bardzo wesoła jesteś.
- Ja? Wydaje ci się.
    Uśmiechnęłam się do niej.

4 lata później

    Odkąd dowiedziałam się o istnieniu wampirów to minęło cztery lata. Zaprzyjaźniłam się z Staisy, a moi koledzy i koleżanki polubili ją. Prawie nic się nie zmieniłam. Jedynie podrosłam i nico zmienił mój wygląd. Jednak Emily dowiedziała się kim byłam. Powiedziałam to jej rok temu...

- Emily.. muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam pewnego lipcowego poppłudnia spędzając z nią mile czas przy naszej ulubionej fontannie. Woda unosiła się pod wpływem silnego ciśnienia w górę i opadała na dół co raz odbijając się od powierzchni małego wodnego zbiornika. Słońce ogrzewało z wielką intensywnością nasze plecy.
- Tak, Jess? - zapytała, bawiąc się srebrną bransoletką, którą dostała ode mnie w prezencie na urodziny. Widocznie nie interesowała się zbytnio tym, co miałam jej do powiedzenia. Jednakże bez względu na to musiałam podjąć się tego wyzwania. Teraz albo nigdy. Pomyślałam.
- We wrześniu wyjeżdżam do szkoły... - zaczęłam. Nie wiedziałam kompletnie jak do tej sprawy podejść. 
- Jessica, musisz to wałkować? Czy myślisz, że się cieszę, że wyjeżdżasz we wrześniu? Nie musisz mi o tym przypominać. 
   Zdenerwowała mnie. W ogóle się nie interesowała, o co mi chodziło. Czułam, że nasza więź coraz słabnie. Poniekąd się nie zdziwiłam, ale i tak to zabolało.
- Emily. Chcę ci powiedzieć prawdę, a ty w ogóle się tym nie interesujesz? - wypaliłam.
- Mów... - westchnęła tylko zrezygnowana.
- Jestem czarownicą.
- To nie Halloween, Jess. 
- Naprawdę. Mam dowód - wyciągnęłam różdżkę.
- To przecież kawałek jakiegoś patyka. Jess, naprawdę zacznij się zachowywać normalnie - mruknęła. Nie była dawną Emily. Przerażało mnie jej obojętność.
- To patrz... - mruknęłam i z różdżki wystrzeliły zielone promienie. Nie użyłam zaklęcia, jedynie potarłam nią o chusteczkę, niby w celu wytarcia. Nie obawiałam się listów ze szkoły. - Chcesz jeszcze innych dowodów? Mam ci pokazać moje książki?
- Żartujesz... przecież takie wiedźmy i inne chochliki są wytworem ludzkiej wyobraźni!
- Myślisz, że jestem wytworem ludzkiej wyobraźni? Przecież to wszystko widzisz... Nie próbuj oszukiwać sama siebie, Emily. Prawda jest prawdą i nią pozostanie. 
- Ty... Ty jesteś inna! Opuściłaś mnie dla tego czegoś, co zwiesz magią! Nienawidzę cię! - krzyknęła ostatnie zdanie na głos. W uszach mi zadźwięczało. Uciekła.

    Rozmyślałam nad tym wydarzeniem. Wciąż czułam złość na Emily. Skreśliła mnie tylko dlatego, że byłam inna. Już dawno odebrałam jej status przyjaciółki. Klara, Karolina, Amber, Nika, Staisy, Skorpius i Alex znali mnie najlepiej ze wszystkich, nie licząc Hagrida.
    Westchnęłam i wstałam, rozciągając się rozkosznie. 

piątek, 16 listopada 2012

Wielka Tajemnica

Heej! Znów zmiany... znów Klara poświęciła czas na zrobienie szablonu. Za to jej bardzo dziękuję i w ramach podziękowania dedykuję jej tę notkę. A więc do dzieła! :D    


    Nagle Alex mnie zaczepiła, gdy szłam na zajęcia obrony przed czarną magią.
- Jessica! Mogę ciebie na słówko? - zapytała mile, co dla mnie stanowiło wielkie zaskoczenie.
- Yy.. tak, jasne - uśmiechnęłam się niepewnie, ale uzyskałam nieco śmiałości, gdy Alex powiedziała do mnie miłym tonem:
- Przepraszam za ostatni... mój wybryk, ale to było dla twojego dobra. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Jasne, jasne. Każdy jest nieco dziwny - rzekłam pospiesznie, usiłując ją pocieszyć. Coś w jej głosie sprawiało, że czułam się winna. Przez moją osobę tak się zachowała - czyli to ja zawiniłam. Nikt inny.
- To nieprawda, każdy jest inny i ci, którzy najczęściej uważają się za dziwnych to nimi nie są. Jedynie ja i istoty mojego pokroju są wyjątkami, bo mamy pełną świadomość tego, kim jesteśmy. Często jest to utrapieniem.. - westchnęła. Nie rozumiałam, dlaczego i CO konkretnie mi mówiła.
- Czekaj, o czym ty mówisz? - zapytałam całkiem zbita z tropu.
- Jak to o czym? O tym, kim jestem.A dokładniej czym. Czym jesteśmy.
    Zaczynało mi powoli świtać jasne, choć niewyraźne światełko w mózgu. Wiedziałam, że ona była inna.
- A kim ty jesteś?
- Czym, to czym jestem nie jest warte miana człowieka. Wampirem jestem. Potworem, krwiopijcą. Mów na mnie jak chcesz, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz tego, co ci powiedziałam.
- Dobrze, nie powiem.
- Nie boisz się tego, że mogłabym w tej chwili cię naskoczyć i ukąsić? - zapytała ze zmrużonymi oczyma. Niejedną osobę by to przestraszyło. Nie czułam jednak strachu. Myślałam, że w ten sposób chciała mnie Alex podpuścić.
- Nie. Nie boję się ciebie.
- Hm. Jestem pod wrażeniem - wyznała szczerze mi Alex. - Mogłabym cię zabić, a ty nawet się nie wzdrygasz. Nie widzę żadnych oznak twojego strachu. No no no...
   Nie miałam bladego pojęcia, do czego prowadziła ta dygresja. Fakt, szok obezwładnił moje ciało przez chwilę, ale szybko się zreflektowałam.  Moja czujność zwielokrotniła się dwukrotnie. Nie ufałam jej bezgranicznie.
- Staisy jest umownie moją siostrą. Jednak tak nie jest. Znaczy się jest, ale ona jest moją przyszywaną siostrą. Poznałam ją dawno temu. Naprawdę dawno. Przyłączyła się do rodziny, pięć lat po tym, jak ja się do niej dostałam. Maks Tenet również należy do rodziny, ale dalszej. Mam rzecz jasna na myśli rodzinę wampirzą.
   To był koszmar.

piątek, 9 listopada 2012

Sen i błonia?

   Witajcie! Jak Ci bystrzejsi zauważyli nadeszła zmiana. Pewna miła dziewczyna była tak uprzejma zrobić nagłówek (znaczy się kilka i miałam dylemat, który wybrać, bo wszystkie były śliczne).Za co należą się jej podziękowania! Jeśli chcecie się z nią skontaktować to zawsze znajdziecie ją tu - KLIK
Napiszę krótką notkę na dobranoc, ale uprzedzam moja kreatywność osiąga blisko 0% ;)

     W nocy miałam straszny sen. Przedzierałam się przez wszystkie zielska i nagle przede mną ukazała się polana. Na niej rozstawiono namiot. Podeszłam bliżej, by zobaczyć, kto w  nim się znajdował. Zdziwiłam się, gdyż nie widziałam ani jednego śladu ogniska, a bez niego człowiek, by zamarzł na śmierć. Zajrzałam przez malutką szparę, co się działo w środku. Zobaczyłam zakrwawioną twarz.
    Ocknęłam się dysząc ciężko. Po pięciu minutach wstałam i zaczęłam majstrować przy budziku Klary. Wolałam, żeby nie budził dziewczyn o szóstej rano w sobotni poranek. Przekręciłam wskazówkę wskazującą godziny, tak, że teraz była 3 nad ranem. Rzuciłam się na łózko, by ponownie zasnąć. Nie udało mi się to, więc pogrążyłam się w rozmyślaniach. Fioletowe oczy... ten wzrok... ta cera... ten sen... Wszystko zdawało się takie przerażające, takie nierealne.
   Zdecydowanie nie mogłam wszystkiego przemyśleć w tym pomieszczeniu. Postanowiłam się przewietrzyć. Na błoniach usiadłam przy najbliższym drzewie nieczuła na jesienne piękne natury i ostatnie w tym roku promyki słońca oświetlające moją twarz.
- Zwłaszcza tobie... - mruknęłam, myśląc głęboko nad tym, co to mogło oznaczać.
-  Co mnie? - zapytał się mnie ktoś. A kto? Scorpius. Znowu.
- Muszę zawsze ciebie spotykać w najmniej odpowiednich momentach?
- Takie życie - mruknął wzruszając ramionami. Potem uśmiechnął się.
      Wywróciłam oczami.
- Czy ty mnie śledzisz czy mi się zdaje? - zapytałam odczepnie.
- Zdaje ci się.
- Naprawdę? Coś myślę, że jednak nie.
- Ależ oczywiście, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
     Roześmiałam się.
- Nie szkoda ci czasu na mówienie tego samego słowa? - zapytałam.
- Oczywiście, że nie. Nigdy.
    Wywróciłam ponownie oczami.


Nie, nie dałam rady więcej! Moje wypociny takie osiągnęły efekt -.- Aż wstyd tak krótką notkę publikować -.-

"Zakazany Las skrywa wiele tajemnic" - spotkanie z Alex Other.

   Dawno nawet nie było notki. Przepraszam Was za to, bo lenistwo mnie opętało ^^ Może usprawiedliwię się tym, że naprawdę dużo mam teraz nauki, że ze zmęczenia nie dam rady myśleć nad notką. Dziś mnie w szkole nie ma i nie będzie, więc biorę się do roboty ;*

   Znalazłam się wreszcie w Zakazanym Lesie. Głucha na wszystkie rozmowy z fascynacją zagłębiłam się dalej. Bogate poszycie napawało mnie ekscytacją, ale również lękiem. Ogółem nie bałam się pająków, ale nie miałam pewności, czy tu nie znajdują się te jadowite. A taki busz byłby wspaniałym terytorium dla tych stawonogów.  Drzewa delikatnie poruszały się pod wpływem północnego wiatru. Nie zauważyłam żadnych ścieżek. Osoby, które wcześniej spacerowały po tym lesie na pewno musiały się przedzierać przez te krzaki i niskie drzewa, których znajdowało się bez liku.  Poruszyłam się do przodu.
- Jess! Co ty do diabła robisz?! - zawołał Scorpius.
   Och, Scorpius. Z tego pierwszego wrażenia dotyczącego lasu całkowicie zapomniałam o nim, ale też o dziewczynach, które mi towarzyszyły. Odchrząknęłam.
- To co wy. Zwiedzam las - mruknęłam i oddaliłam się od nich. Wiedziałam, że postąpiłam głupio, ale ta nieznana mi siła, głos w mojej głowie, kazała mi iść dalej. Najlepiej bez towarzystwa Klary, Amber, Caroline, Scorpiusa i Niki.
    Gdy zagłębiłam się trochę dalej, panowała niczym niezmącona cisza. Nic ani nikt nie przerywał tej melancholii, która nadawała tajemniczości oraz grozy miejscu, w którym się znajdowałam. Ciemność, która powlekała wszystko dookoła sprawiała, że im bardziej byłam dalej od błoni to odczuwałam coraz większy lęk przed nieznanym. Miałam nadzieję, że nic się nie wydarzy, choć podświadomie pragnęłam przygody. Przeżycia czegoś, co mogłabym wspominać przez długie lata. Jednak nadal było cicho. Aż tu nagle...
- Co tu panienka robi sama? - zapytał jakiś głos. Myślałam, że to Scorpius, jednak osoba należała do płci żeńskiej.
- Kim jesteś? - zapytałam dziewczyny. Ognistorude włosy opadały jej ciężko, ale z wytwornością na ramiona. Miała bardzo jasną cerę. Jak Staisy i Maks Tenet. Jej łagodna twarz uśmiechała się do mnie promiennie. Jedynie zaniepokoił mnie kolor jej oczu. Fioletowe oczy przeszywały mnie na wylot. Po raz pierwszy widziałam osobę z taką barwą tęczówek. Pomimo kontrastu z pomarańczowymi włosami prezentowały się bardzo ładnie.
- Alex Other. Ale ja ciebie znam. Jessica Newton, tak? - jej aksamitny głos zmierzwił mi włosy. Nie zdziwiłabym się, gdyby stanęły mi dęba.
- Tak, to ja. Skąd mnie znasz? - spytałam podejrzliwie.
- Jestem w Gryffindorze. Widziałam cię przy Tiarze Przydziału. Chociaż trzeba przyznać, że tekst miała niezły. To moja sprawka  - pochwaliła mi się. Chyba ją polubiłam.
- Och, nie widziałam ciebie. Wybacz.
- Nic nie szkodzi, rzadko bywam na terenie szkoły, oczywiście na lekcjach jestem, rzecz jasna. Zostałabym prefektem za rok, gdybym nie siedziała tyle czasu w Zakazanym Lesie. Nikt nie wie, że akurat tu przesiaduję. Lubię obserwować jak mieszkańcy lasu... - urwała. To wzmogło moją ciekawość.
- Rozumiem, a czy tu jest niebezpiecznie? - zapytałam. Wydało mi się to trochę dziecinne, ale w końcu zainteresowanie tematom wygrało z honorem. Jeśli to był honor.
- Oczywiście, że tu jest niebezpiecznie. Nie wiem, po jaką cholerę, odłączyłaś się z grupy. W ogóle po co wy tu przyszliście? Tu jest bardzo niebezpiecznie. Zwłaszcza dla ciebie - mówiła podniesionym tonem, chcąc mnie zganić. Nie miałam wyrzutów sumienia. Ostatnie zdanie nagle mnie uderzyło.
- Zwłaszcza dla mnie... - szepnęłam, choć nie chciałam tego zrobić.
- Tak, dla ciebie. Są tu takie potwory o jakich nigdy nie myślałaś. Wynoś się stąd! - nagle krzyknęła. Widziałam, że toczyła ze sobą jakąś wewnętrzną walkę. Chciałam jej pomóc. Położyłam rękę na jej ramieniu. Strząsnęła ją. Zamknęła oczy. Zdawało mi się, że przestała oddychać.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - krzyknęła w rozpaczy. Naprawdę działo się z nią coś dziwnego. Zaniepokoiłam się. Wolałam zostać i jej pomóc, ale znowu krzyknęła, tyle, że dwa razy głośniej.
- IDŹ STĄD! NIE MIEJ MI TEGO ZA ZŁE, ALE MUSISZ WYJŚĆ Z ZAKAZANEGO LASU! GROZI CI TU NIEBEZPIECZEŃSTWO! ODNAJDZIESZ SWOJĄ GRUPĘ IDĄC NA PÓŁNOCNY-WSCHÓD! JAK JĄ ZNAJDZIESZ TO BEZ ŻADNEGO GADANIA ZABIERZ JĄ STĄD!
    Przeraziłam się nie na żarty. Zamierzałam zrobić to, co mi kazała.
- Dobrze, pójdę, ale czy nie wezwać pani Pomfrey? Lub kogoś, bo widzę, że coś się z tobą dzieje złego..
- Idź! Nie martw się o mnie. Nie mów nikomu, co się zadziało. Nikomu. Przyrzeknij - powiedziała bardzo poważnym tonem. Patrzyła mi wtedy prosto w oczy. Wzrok jej był dziwny... jakby zgłodniały - przemknęło mi przez myśl.
- Przyrzekam - szepnęłam.
- Idź!

***

   Posłusznie szłam w kierunku północno-wschodnim. Jak mi powiedziała Alex, szybko odnalazłam wszystkich tych, których pozostawiłam dzisiaj. Moje ręce i twarz były skarbnicą zadrapań. Nie zwracałam na to uwagi, szukając przyjaciół.
- Jessica! Myślałam, że coś ci się stało! Słyszałam jakieś krzyki - zawołała Nika, przytulając mnie do siebie.
- Jakie krzyki? - spytałam, jakbym  nie wiedziała o czym mowa.
- No ktoś krzyczał, to raczej był damski głos - powiedział powoli Scorpius, przyglądając się mi uważnie. Zdawało mi się, że wiedział, co się wydarzyło. Ale zapewne to złudzenie - pomyślałam.
- Też słyszałam. Myśleliśmy, że już po tobie - mruknęła cicho Amber. Wyglądała na przestraszoną. Zatęskniłam za dawną Amber, taką szaloną, zwariowaną.
- Zdawało się wam, ale może chodźmy stąd lepiej, co? - mruknęłam, zgodnie z wolą Alex.
- Tak, chodźmy stąd - Klara miała zmartwioną minę.

***

   Leżąc już w ciepłym łóżku zaczęłam intensywnie myśleć nad tym, co się wydarzyło. Dlaczego Alex się zachowała tak a nie inaczej? Dlaczego jej oczy były takie dziwne? I co miała na myśli, mówiąc, że DLA MNIE Zakazany Las jest niebezpieczny...
- Zwłaszcza... - mruknęłam.
     Próbowałam połączyć to wszystko w całość. Jak w puzzlach brakowało mi kilka części... te niewiadome były naprawdę ciężarem. Myślałam też o Tenecie i o Staisy. Moja intuicja podpowiadała, że te osoby mają coś z tym wspólnego. Nie rozumiejąc większości zasnęłam jak kamień.

niedziela, 4 listopada 2012

Krótka notka na wieczór ;)

     Minął już tydzień od czasu pierwszego dnia w szkole. Polubiłam Hogwart. Tęskniłam za moją przyjaciółką z mugolskiego świata. Nie mówiłam jej, kim naprawdę jestem. Poznałam w zatrważająco szybkim czasie wiele osób. Nie wszyscy zostali moimi kumplami. Już w pierwszych pięciu dniach nauki dowalili nam dużo pracy domowej. Oczywiście uporałam się z tym w miarę szybko, że pod koniec piątku zapewniłam sobie czas wolny aż do niedzieli. Jak to kujon postanowiłam sobie przed poniedziałkiem powtórzyć materiał z ostatnich lekcji. Sceptycznie do mojego zachowania podchodziły niektóre osoby.
- Daruj sobie, Jess! To dopiero początek roku, trochę luzu, kobieto! - powiedziała wieczorem Klara. Nie podzielałam jej zdania.
- Klara, a chcesz sobie narobić zaległości na samym starcie? Ja na przykład nie i chcę mieć dobre wyniki z egzaminów dla pierwszoklasistów - mruknęłam.
- Jaki sprawdzian?! - krzyknęła znienacka Amber, co spowodowało, że Caroline wraz z Klarą podskoczyły w miejscu. Ze złością popatrzyły na koleżankę, ja natomiast wybuchnęłam śmiechem. Nika popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Wyszczerzyłam swoje zęby w promiennym uśmiechu.
- Sprawdzian, który podsumuje wiadomości na końcu roku.. normalka - powiedziałam, myśląc, że to jakoś zadziała na moje towarzyszki. Moje nadzieje graniczyły między optymizmem a głupotą.
- Mamy rok, a rok to masa czasu - mruknęła Klara. Wywróciłam oczami.
- Ej, ale w końcu jest piątek, nie? - zapytała retorycznie Amber.
- No tak... - stwierdziła Nika. - I co z tego?
- Zróbmy coś szalonego! - zaproponowała Amber.
- Ale co? - spytała Klara
- Hm... pomyślmy...
    Szczerze to bałam się pomysłu mojej szalonej koleżanki.
- Idziemy rozwalać budziki we wszystkich dormitoriach! - krzyknęłam bojowo. Amber zmierzyła mnie długim, ostrym spojrzeniem. Chcąc, nie chcąc odpowiedziałam:
- Żartowałam.
    W dormitorium rozległy się pojedyncze śmiechy.
- Chodźmy do Zakazanego Lasu - wypaliła Milington. Zrobiło się nagle bardzo cicho.
- Amber, a czy ty się przypadkiem dobrze czujesz? - zapytała Caroline, patrząc się na Amber z troską. Widocznie jej również pomysł nie przypadł do gustu.
- A ja tam uważam, że to świetny pomysł - bąknęła Nika, a Klara jej zawtórowała.
- Hm... będę musiała z wami iść, bo beze mnie na pewno sobie nie poradzicie - powiedziałam żartobliwie, na co wybuchła salwa śmiechu.
- Żartujesz..
- Weźmy ze sobą Scorpiusa, na pewno z chęcią nam potowarzyszy.
- O nie, bez Scorpiusa! - krzyknęłam. Wolałam, żeby ten wypad był tylko nasz, nie chciałam nikogo mieszać spoza dormitorium.
    Caroline na mnie spojrzała zdziwiona. Wydało mi się, że mimo wszystkiego ona najbardziej mnie rozumie. Mało czasu ze sobą spędzałyśmy, a jak już byłyśmy razem z innymi koleżankami to robiła się taka nieśmiała. Spróbowałam u niej to zmienić.
- No wiecie... będzie nas straszył, a jak zakopie Caroline gdzieś w lesie? - zapytałam. Miałam wielką nadzieję, że mój żart wypali.
- Może mnie z powrotem odkopiecie - powiedziała Caroline.
- Z całą pewnością, może kiedyś - rzuciła Nika.

***
   
    Godzinę później wyszłyśmy z pokoju wspólnego Gryffindoru. Rozglądałam się dookoła patrząc, czy nigdzie nie widać było duchów, nauczycieli bądź woźnego. Ostatniego obawiałam się najbardziej. Zabiłby mnie, gdyby mnie zobaczył.
    Dzięki mojej znajomości zaklęcia Lumos nie musiałyśmy chodzić po ciemku na terenie budynku. Czuwałam, by światło nie raziło obrazów ani też nie przyciągnęło niespodziewanych gości.
- Siema - mruknął jakiś głos. Ja oraz stojąca za mną Caroline podskoczyłyśmy ze strachu. Mnie wyrwał się nawet zduszony okrzyk.
    Znowu spotkałam w niespodziewanej chwili Scorpiusa.
- To znowu ty! - szepnęłam nieco urażona.
- Gdyby ktoś was spotkał,  miałybyście niezły przypał - mruknął. - A dokąd ta pielgrzymka?
- Nie twoja sprawa - warknęłam. Lubiłam go, ale nie chciałam, by z nami towarzyszył. Na przekór moim uczuciom Klara się uśmiechnęła z zadowolenia.
- Idziemy do Zakazanego Lasu, idziesz z nami? - powiedziała entuzjastycznie.
- No jasne, miałbym przegapić taką okazję?
- No jasne, że nie... - mruknęłam.
- Nie martw się, damy go wilkołakom na pożarcie - szepnęła mi Nika pięć minut później, gdy naburmuszona wraz z koleżankami pogrążonym w rozmowie z Scorpiusem szłam po błoniach.
     Naprawdę szkoda mi było, że jednak nie zostałyśmy w ciepłym, BEZPIECZNYM dormitorium...

***

Za każdym razem musiałam poprawiać z 'Karolina' na Caroline xD

sobota, 3 listopada 2012

`Nie miałam zamiaru zostać ofiarą. Wolałam zostać pająkiem.`

  Hej! Chciałabym przeprosić pewną osobę i ogólnie wszystkich czytających tego bloga za mój błąd. Chciałam to zrobić wczoraj, na końcu mojej notki, ale po prostu zapomniałam. Jak większość bystrzejszych osób zauważyła nastała zmiana dotycząca imienia Karolina. We wcześniejszej notce zaczęłam pisać Caroline, ale zauważyłam, że wymknęło mi się potem Karolina. Za ten błąd chcę przeprosić, od tej chwili będę  pisać CAROLINE i proszę, gdy jeszcze raz podobny błąd popełnię bez żadnego krępowania wytknąć mi go. Krytyka mnie nie boli ;) A tymczasem ja zabieram się za notkę. ;)

- Tak? - mruknął Hagrid, gdy znaleźliśmy się w jego chatce. To było jedno małe, ale przytulne i ciepłe pomieszczenie. W kominku tańczyły ognistorude płomienie. Zapatrzyłam się w nie zafascynowana. Ogień z zwierzęcą szybkością dorwał się do kawałka drewna, które podłożył Hagrid. Na początku niebieskie płomyki zajęły się materiałem, a potem złote zabłysło światło, wypalając coraz to większą ilość drewna. Otrząsnęłam się z tej niezwykłej obserwacji.
- Hagridzie, na lekcji OPCM stało się coś bardzo dziwnego.
-  Tak? - powtórzył zaparzając dla mnie, Klary i Scorpiusa herbatę.
- Pokłóciłam się z Staisy, taką dziewczyną, bladą jak trup. Pokłóciłam się z nią, a ona uciekła z lekcji. Ale w końcu ona nazwała mnie szlamą.
- Co?! - wykrztusił Scorpius, krztusząc się ciepłym napojem. Klara wytrzeszczyła ze zgrozy i zdumienia oczy.
- No tak, nazwała mnie szlamą. Ale była rozdrażniona. A gdy ją zapytałam kim jest to odpowiedziała mi dziwnie - powiedziałam z wolna. Miałam przed oczami całą zaistniałą wtedy sytuację.
- Dziwnie? Wyolbrzymiasz fakty - mruknął Hagrid. Ja? Wyolbrzymiam fakty? Rozśmieszyło mnie to.Jednak nie przyszłam tu po to, by się kłócić, lecz po to, by spędzić z przyjaciółmi miło czas i porozmawiać.
- Ona powiedziała "Jestem tym, czym jestem" i poszła - pociągnęłam temat. Hagrid nie był chętny do rozmowy. Natomiast Scorpius z Klarą zainteresowali się tym bardzo.
- Kim ona jest? - zapytała Klara
- O ile mi wiadomo Krukonką. Jest bardzo mądra. Słyszałem o niej trochę. Wie więcej niż nie jeden szóstoklasista - powiedział Scorpius - Dziwię się, że jej do innej, wyższej klasy nie przenieśli.
- Może jest i mądra, ale charakter ma okropny - mruknęłam złowieszczo.
- Jess, olej to. Słyszałam, że dziś trochę pobiegałaś - powiedziała, zmieniając temat.
- Ano, pobiegałam. Skąd o tym wiesz? - zapytałam. Zauważyłam, że kolega spuścił skromnie oczy, a Klara się zarumieniła. Zrobiłam sceptyczną minę.
- Dzięki - mruknęłam do Scorpiusa. Chłopak wzruszył ramionami. Hagrid z wielką chęcią podciągnął ten temat, co wydało mi się nieco podejrzane.
- Co zrobiłaś? - spytał mnie nagle zaciekawiony.
- Ach - westchnęłam i mu opowiedziałam całą historię z Filchem. Pod koniec opowieści zauważyłam, że jego czarna broda nieco się zatrzęsła.
- Cholibka. Ładny pirszy dzień. Chyba jesteś zastępcą Weasleyów - mruknął i znów się zaśmiał.
- Kogo?
- Dwóch zbirów szkolnych. Pamiętam ich, niezły chaos tu zrobili. Szkoda, że jeden z nich... zresztą nieważne - mruknął, nagle tracąc humor. Poklepałam go po łokciu, gdyż wyżej już nie sięgałam. Uśmiechnął się do mnie. Ucieszyłam się, że choć trochę poprawił mu się humor.

***
     Usiadłam na łóżku. Zdjęłam kapcie i położyłam się. Zaczęłam myśleć o różnych sprawach.
- Jestem tym, czym jestem... - zadzwoniło mi w uszach. Zresztą to zdanie teraz ciągle mnie prześladowało. Nie mogłam się od niego uwolnić. Poddałam się woli i próbowałam rozgryźć, co akurat wtedy Staisy miała na myśli.
- Wie więcej niż nie jeden szóstoklasista - powtórzyłam cicho słowa Scorpiusa. W mojej głowie zawitała rozpacz. Bezsiła, która mnie ogarnęła bardzo zdołowała moją osobę. Jednego byłam pewna. Staisy coś ukrywa, a ja za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co. Przypomniałam sobie, że profesor Tenet przejął się zachowaniem Krukonki, a trzeba stwierdzić, że został mianowany na opiekuna Gryffindoru, a nie Ravenclawu. To wszystko wydało mi się takie zagmatwane, tak zaplatane... jak skomplikowana sieć stworzona przez pająka, który czekał później z nadzieją, że jego ofiara w nią wpadnie i nigdy się z niej nie wyplącze. Nie miałam zamiaru zostać ofiarą. Wolałam zostać pająkiem.
- Hej, jak spotkanie z Hagridem? - zapytała mnie nagle Amber, czego skutkiem było to, że spadłam z łóżka. Koleżanka zaśmiała się cicho, podała mi rękę i pomogła wstać.
- Dobrze nawet. Nie strasz mnie już tak na przyszłość - powiedziałam.
- Ja cię wystraszyłam? Dobrze, dobrze... następnym razem będę szła obok ciebie na paluszkach - zażartowała. Niestety mnie to nie rozśmieszyło.
- Trzymam cię za słowo.
- Spoko - mruknęła - Klary nie ma? Prawda?
- Nie ma, nie ma. Ale budzik zabrała - powiedziałam, niemal rozbawiona. A więc Amber chciała pomajsterkować Klarze przy jej budziku. Dzieci... Pomyślałam.
- Zabrała? Szkoda. Mam dosyć tego budzika!
- Kup sobie nauszniki - zaproponowałam, udając powagę.
- A wiesz, że to dobry pomysł? Tylko jest jedna wada - mruknęła Amber z przekąsem.
- Jaka?
- Nie możemy wybrać się do Hogsmeade.
- Szkoda... - westchnęłam. - Mogę poprosić Hagrida, by ci kupił.
- Naprawdę to zrobisz?
- Nie, na niby, a bo co?
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - powiedziała. Wiedziałam, że specjalnie mi tak słodziła, bym się zgodziła.
- Nie... prędzej bym podejrzewała, że kochasz budzik Klary.
- Ha ha ha. Ale ja go na serio kiedyś rozwalę. Pożyczę tylko od kogoś młotka.
- Klara na pewno będzie zadowolona - powiedziałam.
     Obie wybuchnęłyśmy śmiechem i nie mogłyśmy go skontrolować.

piątek, 2 listopada 2012

Lekcja OPCM z Maksem Tenetem :P

   Na przerwie przed lekcją z OPCM (obrona przed czarną magią) nabazgrałam krótki liścik do Hagrida.

Hagridzie,
myślę, że raczej będę mogła do Ciebie wpaść. A mogłabym ze sobą wziąć moich nowych kumpli? Uparli się, by mi towarzyszyć. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.
                                                                                                                 Całuję. Jessica

   Poszłam w towarzystwie Klary i Caroline do sowiarni. One znały już do niej drogę, więc skorzystałam z ich pomocy. Szybko dotarłyśmy do wyznaczonego miejsca. Weszłam do środka i nieśmiało zrobiłam parę kroków. Pomieszczenie było niewielkich rozmiarów.  Wszędzie znajdowały się sowy. Na górze, gdzie znajdowały się specjalne obręcze dla ptaków siedziała moja sówka, którą nazwałam Luiza. Od wieków podobało mi się to imię. Pierzaste zwierzęta zapaskudziły większą część sowiarni.
- Luiza! - zawołałam. Luiza szybko, wręcz z prędkością  światła przyfrunęła do mnie i usiadła na moim ramieniu.
- Ależ śliczna - zachwyciła się Caroline Wilson. Klara jej zawtórowała. Zignorowałam je.
- Wyślij ten list Hagridowi, dobrze? - zapytałam. Sówka uszczypnęła mnie delikatnie w ucho. Zrozumiałam, że w ten sposób zapewniała, że dostarczy kopertę mojemu przyjacielowi. Dałam jej w nagrodę trochę przysmaków. Gdy je zjadła, wcisnęłam jej w dziób list, a Luiza poleciała w dal. Przez chwilę z dziewczynami przyglądałyśmy się lotowi sowy, a potem poszłyśmy na OPCM.
   Na tej lekcji musiałam usiąść z Staisy. To właśnie dziewczyna, z którą rozmawiała jeszcze przed podróżą do Hogwartu. Siedziała przy krawędzi ławki. Trochę mnie to zirytowało, ponieważ czułam się poniekąd odrzucona, obca, ale wyperswadowałam sobie te myśli i wyjęłam książki. Dziewczyna już dawno miała je wyjęte.
- Witam. Nazywam się Maks Tenet i będę was uczył obrony przed czarną magią. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany może wyjść z tej klasy - powiedział głośno i zdecydowanie. Rozejrzałam się dookoła. Nikt się nie ruszył. Profesor ciągnął dalej. - A więc jeśli naprawdę chcecie się czegoś nauczyć to uprzedzam - musicie zachowywać się przyzwoicie. Macie trzy szanse. Jeśli je zmarnujecie... pożegnamy się. Na zawsze. W tej sali będziecie się uczyć tego, jak obronić się przed czarną magią, najpotężniejszą i najbardziej złożoną magią, jaka istnieje na tym świecie, więc nie będę tolerował waszych wygłupów. Mam nadzieję, że mnie zrozumieliście. Jak nie... trudno, wasza strata...
    Wydał mi się bardzo surowym nauczycielem. Miał wydatny podbródek, ładne orzechowe oczy, w tej chwili dziwnie połyskujące, włosy krótkie, ale czarne. Jego cera była równie blada jak skóra Staisy. Zauważyłam, że na niej przedłużył swój wzrok. Dziewczyna dzielnie patrzyła mu w oczy, ale speszona opuściła w końcu wzrok. Zdziwiło mnie, że jej oczy, a dokładnie tęczówki mieniły się dziwnym, czarnym jak węgiel kolorem. Zaniepokoiło mnie to. Postanowiłam do niej zagadać.
- Ej, pamiętasz ten dzień, kiedy się spotkałyśmy po raz pierwszy? - zapytałam, w napięciu wyczekując jej odpowiedzi.
- Pamiętam - powiedziała, ale wyczułam u niej, że jej chęci do rozmowy zmalały do zera. Nie odpuściłam jej jednak.
- To jak ci powiedziałam, że moi rodzice są mugolami to jakoś dziwnie się zachowałaś. Dlaczego? - mówiłam już pod wpływem impulsu.
- Pomyślmy. Może dlatego, że jesteś nędzną szlamą? - rzuciła sarkazmem. We mnie gotował się gniew.
- Tak? A kimże ty jesteś, co? No powiedz? - szeptałam tak zaciekle, że niektórzy słyszeli syk. Klara się odwróciła w moją stronę. Gestem pokazałam, żeby się zmieniła pozycję na wcześniejszą. Oczy Staisy zrobiły się ciemniejsze, o ile to w ogóle mogło być możliwe.
- Jestem tym, czym jestem - syknęła i o dziwo wyszła z klasy, zatrzaskując drzwiami. Zamrugałam oczyma.
- Co się jej stało? - zapytał mnie rudy chłopak, który siedział obok Scorpiusa. Wyglądał na nieco głupkowatego osobnika. Miał na nosie okulary, które przysłaniały lazurowe oczy. Nieco długie włosy opadały mu niechlujnie na wszystkie strony. Nie obdarzyłam go zaufaniem jak na pierwsze wrażenie. Ale w końcu uroda to nie wszystko.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. Jednak Scorpius napotkał mój wzrok i nasze spojrzenia się połączyły. Wiedziałam, że nie dał się nabrać. Spuściłam wzrok i odwróciłam się do siebie.
    Maks Tenet, który zauważył, że Staisy wyszła z klasy. Podszedł do mnie.
- Co się stało? - szepnął. Nie wiedziałam, czy mu zaufać czy też nie. Wyglądał trochę młodo. Miał zapewne nieco ponad trzydzieści lat.
- Nic - odpowiedziałam, ale oczy nauczyciela zaczęły świdrować. Poddałam się.
- Pokłóciłam się z nią, panie profesorze.
- Hm. Zostaniesz po lekcji, panno...
- Nazywam się Jessica Newton.
- Panno Newton.
     Bałam się końca lekcji. Profesor Tenet co prawda okazał się potem bardzo miłym człowiekiem i ciekawie opowiadał o różnych wydarzeniach, ale naprawdę miałam wątpliwości, czy dobrze postąpiłam, mówiąc mu prawdę. Przecież ta sprawa dotyczyła mnie i Staisy. Nie chciałam w to mieszać osób trzecich. Gdy tak zamyśliłam się nie zauważyłam, że dzwonek zadzwonił. Amber szturchnęła mnie. Ocknęłam się i zapakowałam książki do torby. Dziewczyna czekała, myśląc, że razem z nią pójdę do pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Amber, idź już. Ja... mam coś do załatwienia. Trzymaj się.
- Okej. Do zobaczenia.
   Odwróciła się i poszła ku drzwiom. Odprowadziłam ją wzrokiem. W końcu zniknęła z pola widzenia. Profesor wyczarował talerz z ciasteczkami.
- Częstuj się - powiedział dobrodusznie.
    Zbiło to mnie z pantałyku. Przecież nie po to tu zostałam, żeby jeść z Tenetem ciasteczka!
- Dziękuję - wzięłam jedno ciastko z grzeczności - Ale chyba nie chciał pan, bym została po lekcji tylko po to, by skosztować tych ciastek, prawda?
- Widzę, że wiesz, czego chcesz. Lubię takie osoby. Ale to taka dygresja. O co się pokłóciłyście? Wiesz, to dla mnie bardzo ważne.
    Znów mnie nauczyciel zaskoczył. Co w tym takiego ważnego?
- Znaczy się zapytałam się jej dlaczego dziwnie się zachowywała, gdy po raz pierwszy się spotkałyśmy.
- Co masz na myśli twierdząc, że dziwnie zachowywała? - podchwycił profesor Tenet.
- Wyznałam jej, że moi rodzice są mugolami... To wtedy tak jakoś chłodniejsza była dla mnie.
- Ach - wymknęło się profesorowi. Szybko się zreflektował. - Mów dalej.
- Nazwała mnie szlamą... to ja jej spytałam się, kim ona jest, skoro ma takie domniemanie... odpowiedziała coś w stylu 'jestem tym, czym jestem' i poszła. Nic specjalnego - dodałam.
- Tak, masz rację. Nic specjalnego. Przepraszam i dziękuję, że pozwoliłaś mi zmarnować swój cenny czas. Do widzenia.
- Do widzenia - mruknęłam. Powoli wyszłam z sali. Kiedy ostatni raz zerknęłam na profesora to zobaczyłam, że głęboko się zamyślił. Miałam mętlik w głowie.
   W pokoju Gryfonów znajdowało się dużo osób. Z wielkim trudem odnalazłam tych, których szukałam. Razem z Klarą i Scorpiusem powędrowałam do Wielkiej Sali. Wzięłabym ze sobą również Karolinę, Amber i Nikę, ale one miały jakieś plany, co wydało mi się podejrzane. Scorpius zaczął dźgać Klarę   w plecy. Dziewczyna co chwilę drgała pod wpływem zaskoczenia. W końcu kopnęła go mocno w nogę. Skrzywił się z bólu.
- Klara! Zaraz cię dopadnę! - krzyknął i zaczął ją gonić. Klara uciekała, śmiejąc się głośno. Jakie mi się to wydało dziecinne.
- Ej, dzieci! Jak skończycie to dajcie mi znać - krzyknęłam. Roześmiali się. Nagle zauważyłam wielką postać Hagrida. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i podbiegłam, nie zwracając uwagę na Klarę i Scorpiusa, a potem przytuliłam. Olbrzym poklepał mnie, aż mi w żebrach coś zagrało.
- Cholibka. Przepraszam, Jessica. To ic przyprowadziłaś w eskorcie? - zapytał, wskazując na ganiających się Scorpiusa i Klarę.
- Tak, to oni. Ale ja się do nich nie przyznaję  - mruknęłam, a Hagridowi zatrzęsła się broda.
- Klara! Scorpius! Chodźcie tutaj, bo was tu tak zostawię! - krzyknęłam, a oni posłusznie do mnie przyszli, przerywając tę dziecinną zabawę.
- To jest Klara, a to Scorpius. A to jest Hagrid - zapoznałam ich ze sobą.
- Miło mi. Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze - zagadnął Hagrid. Dwójka się zawstydziła, co znów mnie usatysfakcjonowało.
- Tak, na pewno. Hagridzie, mam ci coś do powiedzenia... - zaczęłam.

Przygoda z Filchem - przygoda niezapomniana

   Wzruszyłam ramionami i powędrowałam dalej. Dużo trudności sprawiło mi odnalezienie sali od zaklęć. Woźny, Filch zdążył już na mnie nakrzyczeć pod pretekstem włóczenia się po szkole w jakiejś złowieszczej intencji.
- Jak się nazywasz? - zapytał z przekąsem w głosie.
- Nie wiem - grałam na zwłokę. Nie byłam na tyle głupia, by sądzić, że mi uwierzy.
- Ty głupia smarkulo! Szlaban o szóstej wieczorem. Inaczej powiadomię dyrektora o twoim występku, doigrasz się! Obiecuję ci to! - fakt, naprawdę zachowywał się wobec mnie bardzo mile. Miałam wielką ochotę mu się odwdzięczyć.
- Proszę pana, mógłby pan być tak uprzejmy i zejść mi z drogi? Mogę również powiadomić profeosr McGonagall o tym, że przeszkadzasz mi pan w dojściu na zajęcia - i tak po prostu bez żadnego ostrzeżenia poszłam sobie omijając tego ponurego mężczyznę.
- Pożałujesz tego, mała! Nigdy nie widziałem tak pyskatego bachora! - krzyczał za mną. Nie zostałam mu dłużna.
- Ja też nie widziałam większego nietoperza.
    I tak zaczęła się gonitwa, którą zapamiętałam do końca życia. Filch mnie gonił z miotłą w ręku, a ja uciekałam coraz to robiąc przeszkody woźnemu w postaci różnych niespodzianek, typu zbroja znajdująca się tuż przed jego nogami. Kiedy znalazłam się wśród wielu uczniów, wielu z nich się na to zjawisko patrzyło z wyraźnym rozbawieniem. Napotkałam Amber, której spojrzenie brzmiało 'O co chodzi?'.
- Nie pytaj - wydyszałam i pobiegłam dalej na drugie piętro, by tam zgubić Filcha.
   Na drugim piętrze nikogo nie było. Zauważyłam, że na końcu korytarza znajduje się łazienka dla dziewczyn. Pomimo wszystko chciałam się tam ukryć. Zaczęłam biec w stronę drzwi, gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Chciałam krzyknąć w obawie, że to jakaś osoba, która ma wobec mnie złe zamiary. Mój towarzysz zatkał moje usta swoją dłonią. Zaciągnął mnie do toalety, ale nie do tej, o której myślałam, żeby została moim schronieniem. Byłam w męskiej łazience. Zaczęłam się szarpać i stłumionym głosem powiedziałam:
- Co ty do diabła robisz?!
- Ratuję ci skórę - powiedział rozbawiony głos. Zostałam uwolniona. Mogłam wreszcie zobaczyć twarz mojego porywacza. Zatkało mnie. Przede mną stał Scorpius uśmiechając się od ucha do ucha. Miałam ochotę go za ten żart spoliczkować. Usłyszałam kroki. Chłopak wziął mnie za rękę i kazał mi się skryć w głębi łazienki.
- Ukryj się w jakiejś kabinie, a ja sprawdzę, czy Filch buszuje na korytarzu. Tak poza tym niezłego bigosu narobiłaś. Gratulacje - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ha ha ha. Patrz, czy tam woźny nie łazi - mruknęłam, pozbawiając bezlitośnie Scorpiusa uśmiechu. Satysfakcjonowało mnie to. Gryfon podszedł do drzwi. Otworzył odrobinę drzwi. Z wielką ostrożnością, powoli rozchylił je i wytknął głowę zza łazienki. Nikogo na korytarzu nie było.
- Jess, droga wolna.
    Wyszłam z kabiny, w której nieźle cuchnęło. Podeszłam do okna, uchyliłam je i zaczerpnęłam powietrza. Darkness roześmiał się. Jego entuzjazm był zaraźliwy. Uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Gdyby nie ty pewnie teraz byłabym w gabinecie dyra.
- A co ty mu zrobiłaś? Niezła draka była.
    Zaczęłam mu opowiadać jak natknęłam się na woźnego i jak potoczył się przebieg naszej rozmowy. Scorpius zaczął się śmiać do upadłego. Trochę mnie to zażenowało.
- A ty dlaczego nie na lekcji? - zapytałam. Właśnie przypomniałam sobie, że od piętnastu minut trwa pierwsza lekcja.
- O kurczaczek - mruknął Scorpius. Parsknęłam śmiechem. Wybiegłam z łazienki chłopców, a Gryfon za mną. Nie wiedziałam jedynie, gdzie mamy lekcje. Zatrzymałam się.
- Mamy lekcje na piątym piętrze. Byłem tam, ale... - urwał. Nie zwróciłam na to uwagi. Pobiegłam w stronę schodów razem z towarzyszem. Nieźle się zdyszeliśmy, ale dobiliśmy do celu. Zapukałam nerwowo w stronę drzwi i weszłam, a za mną Scorpius. Nie zauważyłam, żeby był gdzieś jakiś nauczyciel, więc bez słowa usiadłam obok Niki, która siedziała sama. Kolega usiadł za mną.
- Możecie wytłumaczyć swoje spóźnienie? - zapytał mały człowieczek, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi. - Wstańcie proszę.
   Posłusznie uniosłam się z krzesła, co powtórzył po mnie Scorpius. Myślałam gorączkowo nad wymówką.
- Nie mogliśmy znaleźć drogi, panie profesorze. Jeszcze Irytek nas zaatakował i złośliwe obrazy nam źle podpowiadały drogę - sama byłam zaskoczona pomysłem, który wydał mi się wprost genialny.
- Tak, proszę pana, ale nam w końcu powiedziano o tej sali - dokończył za mnie Scorpius. Miałam ochotę się roześmiać, ale postarałam się wyglądać normalnie.
- Dobrze. Wyjmijcie książki. A więc mówiliśmy o tym, czym są zaklęcia. Zaklęcia to działanie składające się z wykonywania określonych ruchów i wypowiadania określonych słów, mające na celu częściowe ukształtowanie rzeczywistości. Proszę to zanotować.
   W klasie rozległy się głosy skrobiące po pergaminie. Szybko zapisałam powyższą definicję.
- Jessica, co tak naprawdę was powstrzymało? - zapytała mnie Nika. A więc nie uwierzyła - pomyślałam.
- Potem ci powiem - powiedziałam wymijająco.
- Mam ci przekazać list. Wiesz, na śniadaniu cię nie było, a twoja sowa podleciała, więc wzięłam od niej list - szepnęła i zarumieniła się nieznacznie. Podsunęła mi zaadresowaną do mnie kopertę. Dyskretnie wyjęłam zawartość. Znajdował się tam pergamin z bazgrołami. Szybko przeczytałam.

Droga Jess,
cholibka, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko ok. Jeśli być miała ochotę to mogłabyś tam zajrzeć do mnie? Będę czekał przy Wielkiej Sali o szóstej. Daj mi znać na odwrocie.
                                                                                                                         Hagrid.

   Uśmiechnęłam się do siebie. Zauważyłam, że Nika i Scorpius zaglądali mi przez ramię. Spojrzałam na nich z dezaprobatą, ale zignorowali mnie.
- Mogę iść z tobą? - zapytał Scorpius
- Ja też chcę! - szepnęła mi w ucho Nika.
   Zgodziłam się. Nie mogłam się doczekać spotkania z Hagridem. 

środa, 31 października 2012

Halloween xP

  Rano obudziłam się bardzo wcześnie. Przez najbliższe pięć minut z zamkniętymi oczami rozmyślałam sobie o czym będę się uczyła. W dormitorium panowała absolutna cisza. Słyszałam lekkie, rytmiczne postukiwanie zegara znajdującego się na stoliku obok łóżka, w którym spała Klara. Jej złoty budzik zaczął pobrzękiwać hałaśliwie, przeszkadzając mi w leniuchowaniu. Wszystkie dziewczyny się obudziły. Z niezadowoleniem pomrukiwały pragnąc o krótkiej dziesięciominutowej drzemce. Jedynie ja nie ruszyłam się z miejsca. Karolina widząc jak bardzo się rozleniwiłam szturchnęła mnie dość mocno.
- Au! - mruknęłam
- Królewno, pora wstawać. Inaczej na lekcje się spóźnisz.
- Dobra, dobra. Już wstaję, o mnie sie nie martwcie. To ja bym miała przypał, nie wy - powiedziałam, a po chwili ziewnęłam, zakrywając usta rękami. Nie wyspałam się, a zwykle wtedy bywam nieco rozzłoszczona. W końcu moje koleżanki chciały mojego dobra. Nie mogłam ich za to winić. Niestety.
- Oho, ktoś ma dziś muchy w nosie! - krzyknęła mi w ucho Amber. Ależ mi zadudniło.
- Ja mam muchy w nosie? Żartujesz sobie. Dobra, wstaję - oznajmiłam i szybciutko wyślizgnęłam się spod ciepłej, tak rozkosznej kołdry.
- Nareszcie.
- A wy to co? Przecież same musicie się ubrać - zauważyłam, po raz kolejny ziewając.
- My... no właśnie idziemy! - mruknęła Klara, uśmiechając się od ucha do ucha. Odwzajemniłam promiennie uśmiech.
- Jaką mamy pierwszą lekcję? - zapytałam rzeczowo.
- Hmm, mamy zaklęcia. Podobno ten nauczyciel jest bardzo mały! Mniejszy od nas! Nie mogę się doczekać już użycia różdżki. Ja się stresuję, a wy? Przecież będziemy się uczyć magii. Chciałabym tak nauczyć się latać. Podobno tu są drużyny quidditcha, wiecie? Gdybym ja się w niej znalazła... - Amber odpłynęła z marzeniami pewnie gdzieś daleko, ale bezlitośnie sprowadziłam ją na ziemię. Poniekąd byłam sadystką.
- Quidditch? Co to jest?
- To gra czarodziejów. Lata się na miotle... - znów zrobiła rozmarzoną minę. Widząc moje natarczywe spojrzenie otrzeźwiła się.  - Są rozgrywki w tym sporcie. Gra się różnymi piłkami. W drużynie musi być siedem osób. Dwóch pałkarzy - zaczęła wyliczać na palcach. Z niewiadomej przyczyny nieco  mnie to rozbawiło. - Co się śmiejesz?
- Nie, ja się nie... zresztą mów dalej.
- No to dwóch pałkarzy, oni mają takie pałki i bronią zawodników przed tłuczkami. Takimi złośliwymi piłkami, co mogą rozwalić ci łeb.
- Bezpieczne - mruknęłam pod nosem.
- Jess! - jęknęła Amber.
- No dobra, przepraszam.
- Jest trzech ścigających, oni podają sobie kafla i strzelają gole do obręczy... obrońca, który broni te słupki, no i najważniejsza osoba, szukający.
- Dlaczego najważniejsza? - wypaliłam.
- To ona łapie znicza. Taka mała złota piłka ze srebrnymi skrzydełkami. Ponoć bardzo szybka, ale jak ją ten szukający złapie to jego drużyna dostaje sto pięćdziesiąt punktów. Zwykle to przesądza mecz. I właśnie mecz trwa dotąd, póki ktoś nie złapie tego znicza - wyjaśniła mi. Chciałam zostać szukającą.
- Cool! - wypaliłam, reszta dziewczyn wybuchnęła śmiechem. Nie uraziło mnie to.
    Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołałam.
    Do dormitorium weszła nowa dziewczyna. Miała ładne, kasztanowe włosy, opadające z wytwornością na ramiona. Delikatne rysy dodawały jej dziewczęcego uroku. Na okrągłej buzi zawitał niepewny uśmiech. Ładna była.
- Hej, przydzielono mnie tutaj.
- No hej, Jessica jestem. A ty jak się nazywasz? - uśmiechnęłam się pogodnie do nowej współlokatorki.
- Nika. Nika Sullivan.
- Miło mi. Poznaj innych, to jest Klara, tam Karolina, a ta dziewczyna, co majstruje przy budziku Klary to Amber - wskazywałam kolejno na dziewczyny. Milington zrobiła kwaśną minę. Natomiast Klara z prędkością światła zabrała swój budzik z rąk Amber.
- Witaj w domu wariatów - przywitałam oficjalniej Nikę. Roześmiała się. Zresztą inni też.

***

    Zamek wyglądał wspaniale! Podłoga wykładzona marmurem lśniła tak pięknie, że z przyjemnością się po niej chodziło. Spotykałam coraz ciekawsze obrazy. Wiele z nich uśmiechało się do mnie, niektórzy zdejmowali przede mną szarmancko kapelusz, ale byli też tacy, co zaczepiali mnie, denerwując niemiłosiernie. Musiałam znosić towarzystwo Irytka, który ciągle rzucał we mnie kredami. Śmiał się, gdy na niego krzyczałam.
- IRYTKU! PRZESTAŃ!
- Panna Newton się zdenerwowała? Ależ to źle...
- Irytku, bądź tak dobry i przestań we mnie rzucać kredą. Porzucaj w kogoś innego - powiedziałam w miarę grzecznie.  Podziałało, ale skutek był naprawdę dziwny.
- Ależ dobrze, madam. Porzucam w kogoś innego kredą. Ale zostanę z tobą.
- Irytku, patrz! Tam idą pierwszoroczniacy! idź ich postraszyć! Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam. Irytek posmutniał.
- Krościata! Krościata! - szeptał mi zjadliwie do ucha. Pryszczy nie miałam.
-  Irycie! Ty nieznośny, głupi, arogancki duchu! Wynoś się stąd!
- Twoje marzenie nie zostanie spełnione! Buahahahahaha! - zaczął się beztrosko śmiać. O dziwo, sama się roześmiałam. Poltergeist spojrzał na mnie wzrokiem pełnym doszczętnego zdumienia.
- No co? - zapytałam.
- Nikt jeszcze się nie śmiał w moim towarzystwie - powiedział i zniknął.


Dziś jest Halloween! Chciałabym Was jakoś przestraszyć, ale jak? 
 gifura.orzhk.org/src/1332235315120.swf
Polecam Wam ten link :D  

niedziela, 28 października 2012

Przydział uczniów.

  Witajcie! Czy u Was też śnieg pada?? U mnie tak jest biało, że chętnie bym napisała notkę związaną z świętami, ale nie byłoby to dobrym pomysłem. ;) 

  

  W szkole zapanował przez chwilę chaos. Wiele uczniów zaczęło się śmiać, a profesor McGonagall prezentowała odcień purpurowego koloru na twarzy.  Zauważyłam kątem oka, że Hagridowi dyskretnie trzęsie się broda.Dyrektorka szkoły szybko opanowała sytuację, więc już zostały wymieniane nazwiska poszczególnych uczniów.
- Anest, Julia!
    Drobna wystraszona dziewczynka o różanej cerze usiadła na stołku i założyła nerwowo na głowę tiarę.
- HUFFLEPUFF! - ryknęło po chwili.
    Julia szybko przemieściła się do stoły Puchonów, gdzie rozległy się entuzjastyczne oklaski.
- Burbage, Natalia!
- SLYTHERIN!
    Ślizgoni zaczęli wyć z uciechy, ale ich wrzask został zagłuszony przez falę gwizdów z innych domów. Pomyślałam sobie, że za żadne skarby świata nie mogłam wylądować w tym domu, w którym teraz mieszkała Natalia. Dlaczego? Odpowiedź nasunęła mi się sama. Po prostu nie chciałam, czułam, że do Ślizgonów nie pasowałabym. 
- Darkness, Scorpius!
    Chłopak, który ze mną i Klarą siedział w jednym przydziale podszedł pewnie do tiary i włożył ją na głowę. Ciekawość mnie zżerała, gdzie on trafi. Minęło trochę czasu, gdy szmaciane nakrycie głowy wykrzyknęło takim dziwnym tonem:
- GRYFFINDOR!
    Scorpius uśmiechnął się do siebie, tak delikatnie i podszedł do stołu Gryfonów. Pomachał stamtąd do mnie i do Klary, pewnie chcąc nam dodać odwagi. 
- Jordan, Klara!
    Moja koleżanka aż podskoczyła ze strachu i ze zdumienia. Popchnęłam ją lekko ku stołowi. Niepewnym krokiem pomaszerowała naprzód.  Odwróciła się do mnie przy krzesełku. Podniosłam kciuk do góry. Polubiłam Klarę, miałam nadzieję, że może zostaniemy przyjaciółkami. 
- GRYFFINDOR!
    A więc zostałam sama. Żywiłam głęboką nadzieję, że również trafię do tego domu. Klara i Scorpius wydali mi się bardzo miłymi ludźmi, ale wiedziałam, że nawet jeśli będę w innym domu to świat mi się nie zawali. Czułam dziwną pustkę zamiast tej ekscytacji, podniecenia, które wszystkim się udzieliło dzisiejszego dnia. 
- Machorus, Jake!
- SLYTHERIN! - ryknęła tiara, gdy tylko musnął nią czubkiem głowy.
- McKinley, Staisy!
   Wyszła na środek pewnym krokiem, z widoczną nonszalancją. Wielu chłopaków za nią nią obejrzało. Intrygowała mnie jej skóra, taka blada... Nie byłam jedyną osobą, chociaż usłyszałam strzęp rozmowy.
- Ta Staisy jest albinosem, a dokładnie potomkiem. Wiem, bo mi mówiła.
- Naprawdę?
- Serio, jak Boga kocham...
- RAVENCLAW! - wrzasnęła tiara.
- Milington, Amber!
- GRYFFINDOR!
- Newton, Jessica!
     Zadzwoniło mi w uszach. Ciało moje zdrętwiało, ale pewną rezygnacją podeszłam do tiary przydziału. Na mnie również zwrócono uwagę równie wielką jak przy Staisy. Trochę mnie to zdziwiło, ale również zaniepokoiło.Nie byłam takiej urody jak ona. Nie dodało mi to odwagi. Usiadłam na stołku, który nie różnił się niczym od innych drewnianych, małych krzesełeczek i nałożyłam na głowę czarną jak ciemności egipskie tiarę. Trochę mi się niedobrze zrobił, gdy usłyszałam głos.
- Jessica Newton, widzę, że jesteś bardzo mądrą osobą, taak, ten talent odziedziczyłaś po sławnym Isaaccu Newtonie... hm, ale widzę też dużo ambicji... tak, Slytherin by ci to zapewnił, a Ravenclaw mądrość, ale coś czuję, że już sama zdecydowałaś do jakiego chcesz domu należeć, zrobię tak jaka jest twoja wola, jednakże pamiętaj, że chętniej bym cię przydzieliła do Ravenclawu... ewentualnie Slytherinu..
- GRYFFINDOR!
    Serce, które kilka minut temu biło tak szybko, zwolniło tempo. Zaczęłam normalnie oddychać. No mojej twarzy zakwitł szeroki uśmiech na widok ludzi z czerwonymi krawatami, którzy z hukiem wywrzaskiwali niezrozumiałe słowa. Usiadłam obok Klary i Scorpiusa.
- Wiedziałam, że będziemy w tym samym domu! - krzyknęła mi w ucho Klara.
- Ja też miałam taką nadzieję - uśmiechnęłam się do niej. Zerknęłam na Scorpiusa. Rozmawiał ze swoimi nowymi kolegami. Czułam, że ten rozdział w życiu może być moim jednym z najlepszych. 
     Prefekt zaprowadził nas do pokoju wspólnego i wskazał miejsca do dormitorium. Dzieliłam je z trzema dziewczynami: Klarą, Karoliną Wilson oraz z Amber Milignton. Polubiłam wszystkie, były takie miłe. 
    Wieczorem przebrałam się i położyłam się na wyjątkowo ciepłym i niezwykle wygodnym  łóżku. Uśmiechnęłam się do swoich myśli z gotowością poznania świata magii.

poniedziałek, 22 października 2012

Piosenka Tiary Przydziału

      Otworzyłam ponownie oczy. Na mnie patrzyła się jakaś kobieta o dobrotliwym uśmiechu i zatroskanymi rysami twarzy. Pomimo wszystko wyglądała na zdenerwowaną. Osoba stojąca obok również. Druga pani miała ciasny kok i zerkała na mnie surowo znad swoich okularów. Nie wiem, ale pomyślałam o kocie. Dziwna myśl.
- Dziewczyno, czyś ty oszalała?!
- Proszę się uspokoić, pani profesor. Ona pewnie jest w szoku jeszcze.
- Mogła stracić życie. ten podły hipokryta celował prosto w nią! Mógł ją zabić, a jeszcze nikt z nauczycieli nie byłby w stanie jej obronić... To lekkomyślne zachowanie! Jak się nazywasz? - zapytała mnie się sroga 'pani profesor'. Drgnęłam.
- Jessica Newton - odpowiedziałam oschle. Taki ton głosu nie był zamierzony, więc szybko i w miarę grzecznie dodałam - pani profesor.
- Hm, dobrze. Za dziesięć minut odbędzie się przydział pierwszorocznych. Dobrze się czujesz? - zapytała mnie tonem mniej ostrym.
- Nie, nic mi nie jest. Czy muszę tutaj jeszcze zostawać? - zapytałam. Wolałam już szybciej mieć przydział za sobą. Też bardzo się bałam.
- Ona musi wypić ten eliksir. Inaczej może jej się zrobić słabo. Jeszcze by tylko śmierciożercy brakowało!
    Irytowało mnie, że pielęgniarka nie zwracała się do mnie wprost, tylko per "ona".  Wstałam pomimo zrzędzenia tej kobiety.
- Proszę to wypić!
- Nic mi nie jest. Poradzę sobie - powiedziałam i wyszłam. Zorientowałam się, że nie znałam drogi, ba, nawet nie wiedziałam, gdzie iść. Nagle serce podskoczyło mi do gardła. Przeżegnałam się ze strachu. W oddali leciał po korytarzu DUCH! Najprawdziwszy duch! Gdybym mogła to bym zaczęła krzyczeć, ale gardło miałam ściśnięte.
- Oooo, co my tu robimy? - ta istota podleciała do mnie i patrzyła się na mnie tak jakoś dziko. Trochę się bałam, ale coraz mniej.
- Nie twoja sprawa.
-  Coś pyskata pierwszoroczniaczka przyszła...
- IRYTEK!
    To krzyknęła pani McGonagall. Duszek szybko czmychnął. Sroga kobieta wzięła mnie za rękę i poprowadziła do Wielkiej Sali. Idąc, rozglądałam się wszędzie dookoła. Wszystko mnie fascynowało, tak, że czułam na ciele ciepły dreszczyk emocji. Miałam halucynacje. Portrety się poruszały, nawet jeden z postaci puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się do niego. Co jakiś czas schody również zmieniały miejsce. Napawało mnie to nierealną, dziwną satysfakcją. Cieszyło mnie, że jednak tutaj przyjechałam.
    Wielka Sala była bardzo pięknie wystrojona. Wisiały w powietrzu kolorowe serpentyny. Znajdowały się cztery stoły, większość uczniów stała przy nich. Zauważyłam, że uniformy uczniów poniekąd różnią się od siebie. Niektórzy mają inne kolory, czerwony, zielony, żółty i niebieski. Chciałam usiąść gdzieś na uboczu przy tych z niebiesko-czarnymi mundurkami, ale McGonagall zaciągnęła mnie  na środek sali. Głupio się czułam, a usłyszałam ze strony osób z zielonymi krawatami pojedyncze śmiechy.  Myślałam, że spłonę ze wstydu. W końcu nauczycielka mnie zostawila przy grupce pierwszoklasistów i poszła na swój tron. Zwykle nazywałam tak miejsca główne dla ważnych osobistości.
- Witam wszystkich zgromadzonych. Przepraszam za te komplikacje - zerknęła na mnie znad swoich okularów - Jak już wiecie wszyscy, oprócz nowych uczniów nie wolno zbliżać się do Zakazanego Lasu. Jest surowo karane posiadanie jakiejkolwiek rzeczy pochodzącej z firmy Weasleyów. Zresztą mam nadzieję, że każdy zapozna się z regulaminem, który znajduje się u pana Filcha. Mam nadzieję, że ten rok będzie jednym z tych, które zapadną wam głęboko w pamięci. Dwa lata temu musieliśmy żyć w tej szkole z poplecznikami Voldemorta - ucichła na chwilę. Niektórzy się skrzywili. Po chwili kontynuowała. - Doznaliśmy jeszcze wcześniej wielkiej z wielu wielkich strat. Zginął profesor Dumbledore. Ci, którzy go znali za życia, wiedzą, że był człowiekiem dobrym, uczciwym, najpotężniejszym. Proszę was o minutę ciszy dla złożenia hołdu temu wybitnemu czarodziejowi - Uchrypła.
   Ogółem wszyscy zamilkli. Niektórzy, ale to tylko parę osób rozmawiało szeptem między sobą. McGonagall miała taką moc, że mogła surowo popatrzeć na kogoś, a osoba ze wstydu by umilkła.
- Dobrze. Niech więc zabrzmi Tiara Przydziału!
     Jakiś kapelusz otrząsnął się i zaczął śpiewać:

Na Salazara - ślamazara,
Na Rowenę - Gomez Selenę
Na Helgę - Obelgę
Na Godryka - zegar-tyka
Przyszli do nas pierwszoroczni,
jak smoki cholernie żarłoczni.
Ciągle tylko chipsy zajadają
i na komputerach grają.
Gdzie się podziały tamte dzieciaki,
Co jak debile, ganiały szpaki?
Gdzie się podziały tamte wspomnienia,
Nawet te nie do zniesienia?
Dzisiejsze dzieci głupawe są,
a rodzice dobrze o tym wie-dzą.
Inteligencją swą dorównują chomikowi,
o cholera, w nodze mnie mrowi...
Tak, więc głupcy co po suficie chodzicie,
do jednego z czterech domów traficie,
Do Slytherinu,
gdzie nikt nie powie "nie" winu,
Do Ravenclavu,
gdzie są ludzie po fachu,
Do Hufflepuffu,
gdzie jest dużo ziomów z Agrabachu,
Do Gryffindora,
Gdzie na wódę jest zawsze pora... 

- Dobra, stop! - krzyknęła profesor. W sali wybuchły śmiechy. Tiara zakończyła to śpiewanie...

sobota, 20 października 2012

Śmierciożerca

- Zejdziesz ze mnie? - zapytałam. Pomyślałam przez chwilę, że stracił przytomność, ale ta myśl minęła, gdy spróbował usiąść naprzeciwko mnie. Było ciemno jakbym zamknęła oczy. Klara zachichotała. Zapewne głupio musiało to wyglądać. Zaciekawiło mnie, co się stało.
- Dlaczego jest tak ciemno? Czyżbym oślepł? - zażartował Scorpius. Po omacku kopnęłam go w łydkę. Jęknał z bólu.
- Nie wiem, dlaczego jest ciemno. Spróbuję wyjść i sprawdzić dlaczego.
- Proszę zostać w przedziałach! - krzyknęła jakaś kobieta. Dziwnie się złożyło, że akurat w tym momencie, ale miałam to w poważaniu. I tak wyszłam.
- Jess! - syknęła Klara - Jeszcze cię za to wyrzucą zanim dojedziemy do Hogwartu!
    Zignorowałam ją i poszłam przed siebie. Potknęłam się o coś i zapomniałam, że drzwi były zamknięte. Delikatnie je otworzyłam. Wszędzie ciemność nadawała tej tajemniczości, że pomimo wszystkiego zaczęłam się bać. A jeśli jacyś zbóje zaatakowali pociąg? Wyciągnęłam różdżkę. Uważałam to za bezsensowne, gdyż jeszcze żadnych zaklęć nie znałam, ale i tak to dodawało mi odwagi, by iść dalej.
    Nagle oślepiło mnie światło. Mrugnęłam szybko oczyma. jakaś wielka postać stała przede mną. Ze względu na to źródła jasności nie mogłam się przyjrzeć.
- Oj, przepraszam - mężczyzna obniżył różdżkę. Był bardzo gruby. Miał bardzo sumiaste wąsy, ale twarz dobrotliwą. Wyglądał na jakiegoś sześćdziesięciolatka. Uśmiechnął się do mnie i  mrugnął prawym niebieskim okiem.
- Co ty tu robisz? Przecież mówiono, żeby wszyscy zostali na miejscach - zapytał, ale w jego tonie nie wyczułam żadnej pretensji, jedynie niewinne zaciekawienie.
- No to ja... ehm... szłam poszukać pani z wózkiem. Moja koleżanka chciała sobie coś kupić no i ja - skłamałam kulawo. Nie miałam pewności, czy mi uwierzył.
- Tak, tak. Pójdziesz ze mną, panienko. Jak się zwiesz?
- Jestem Jessica Newton - powiedziałam. Jęknęłam w duchu. Klara miała rację. Poczułam, że moje tętno podniosło się, a serce zaczęło bić szybciej. Po prostu ze strachu. Modliłam się, by osoba towarzysząca obok niczego nie odczuła czy nie dosłyszała.
- Nowa uczennica? Byłbym nieuprzejmy, nazywam się Horacy Slughorn. Będę uczył pierwszorocznych eliksirów. To naprawdę fascynująca magia... - chciał rozpocząć swoją przemowę, ale bezlitośnie mu przerwałam. Interesowało mnie w tej chwili tylko jedno.
- Dlaczego pociąg się zatrzymał?
- Śmierciożerca - odpowiedział krótko. Nie rozumiałam, o czym mówił, ale spoważniał. Nawet w jego oczach jarzyły się groźne błyski.
- Co to śmierciożerca? - wypaliłam
- Śmierciożerca to zwolennik Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Rok temu większość została wyłapana, ale są ci, którzy jeszcze buszują na wolności. Wstrętne typy.
- Kogo, przepraszam?
- Największego czarnoksiężnika wszechczasów. Zwał się Voldemort.
- Voldemort? - powtórzyłam zdziwiona. Ładne imię, nie ma co.
- Cii! To imię nadal wzbudza strach.
- Przecież on nie żyje - burknęłam.
- Fakt, nie żyje, ale z nim to nigdy nic nie wiadomo. Już raz się odrodził, to dlaczego nie mógłby po raz drugi?
- Odrodził się? Jak?
- Nikt tego nie wie, prócz Harry'ego Pottera rzecz jasna. Może będę nietaktowny, ale kim są twoi rodzice? Czarodziejami?
- Nie, proszę pana. Mugolami.
- Ach... nie, nie, nie. Ja nie jestem z tych, co dyskryminują mugolami. Nie, nie. Newton, Newton... czy ty nie jesteś spokrewniona z Issakiem Newtonem?
- Tak. Jestem.
- ŚMIERCIOŻERCA! - ktoś krzyknął zza wagonu. Slughorn szybkim ruchem podniósł różdżkę, zostawił mnie i pobiegł przed siebie. Lekkomyślnie pomaszerowałam za nim. Ktoś otworzył drzwi i wypadł na główne przejście. Przypadkiem nadepnął mi nogę.
- Auu!
- Przepraszam - rzekł jakiś aksamitny głos i powróciła ta nieznana dziewczyna.
- Staisy? - rzuciłam cicho?
    Straciłam przytomność.
  
    Obudziłam się w jakimś jasnym pomieszczeniu. Wszędzie znajdowały się łóżka. Na żadnym nikogo nie było. Białe ściany nie nadawały żadnego pozytywnego atutu temu pokojowi.  Przypomniałam sobie, że usłyszałam Staisy. Tylko tyle. Dalej zrobiło mi się słabo i chyba zemdlałam. Nie pamiętałam.
- Dobrze, że ten śmierciożerca Avady nie użył na niej. Jakiego ona jest pochodzenia? - zapytał jakiś troskliwy głos.
- Jej rodzice są mugolami.
- To wszystko wyjaśnia. Boże... przecież ona mogła zginąć.
    Słuchałam tego z zamkniętymi oczami. A co z Tiarą Przydziału??