sobota, 24 listopada 2012

Śmierć w taki sposób byłaby rozkoszą.

      Uhuhuhu! Dawno notki nie było. ;p


     Obudziłam się w sobotni ranek. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że dochodziła godzina dziesiąta. Dostrzegłam, że na szafce leżała mała koperta zaadresowana do mnie. Otworzyłam pospiesznie jednocześnie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.

Nie chciałyśmy Cię budzić, kochana. Tak słodko spałaś.

   Oczyma przejrzałam prawy, dolny róg kartki. Przeczytałam na głos 'Amber Milington'.
- Typowe... - mruknęłam. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wstałam, z pewnością, że to Klara znów chciała mi zrobić głupią niespodziankę. Otworzyłam drzwi. Stanęłam jak wryta, a potem wyjąkałam:
- Eee... cz-cześć.
- Hej, mogę? - zapytał Mike.
- Jasne, że możesz. Wchodź - mruknęłam otrząsając się z pierwotnego szoku. Trochę skrępowało mnie to, że byłam w piżamie, z nieco rozczochranymi włosami i z śmiesznymi kapciami  z zabawnymi uszkami. Zastanawiałam się, z jakiej okazji przyszedł do mojego dormitorium. Ach... bal! Na śmierć zapomniałam.
- Jak się tu dostałeś? - zapytałam. - Podobno dormitorium dziewczyn jest jakoś specjalnie chronione.
    Mike się uśmiechnął. Miał ładne, kształtne zęby. Kłów nie zauważyłam.
- Mam swoje sposoby... - mruknął tajemniczo. Ton jego głosu bardzo mi się spodobał. Brzmiało to tak uwodzicielsko.
- Przyleciałeś na skrzydłach? - palnęłam bez namysłu. Szybko spuściłam oczy ze wstydu. Na twarzy brata Staisy nie pojawiło się zmieszanie. Nadal się uśmiechał, a nawet się roześmiał.
- Nie mam skrzydeł, ale jeśli sobie życzysz mogę zawsze sobie je dorobić.
     Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie ma takiej potrzeby. Dlaczego tu przyszedłeś? - spytałam rzeczowo. Mike drgnął gwałtownie. Odsunęłam się ze strachu.
- Nie, nie obawiaj się. Nie chcę ci zrobić krzywdy, pomimo tego, że kusisz. Przyszedłem tu, bo chciałem cię zobaczyć rozczochraną, w piżamie w misie i w tych kapciach.
    Z wielką siłą woli próbowałam się nie zaczerwienić. Rzuciłam w  nim poduszką. Zręcznie ją złapał i położył na łóżku obok. Tam sypiała Klara. Szybko do mnie podszedł i wziął na ręce.
- Niee, zostaw mnie! - zawołałam. Co on wyprawiał?!
- Powiedz "proszę" - wyszczerzył zęby i ustawił moje ciało tak, jakby miał je za chwilę wyrzucić do śmietnika. Pode mną znajdował się mały kontener.
- Zwariowałeś! Odstaw mnie na miejsce!
- Dobrze, madame - mruknął. I zrobił tak jak mu kazałam, tyle, że postawił mnie przed łóżkiem Klary. Zahaczył przypadkowo o jej budzik, który spadł na ziemię. Ukucnął przed nim.
- Zepsuty - mruknął.
- O nie... Klara mnie zabije... Przecież go nie da się naprawić! Jest stłuczony na kawałki! - jęknęłam.
- Próbowałaś Reparo? - zapytał.
- Na ten zegarek to zaklęcie nie działa.
    Mike wyciągnął różdżkę i zaczął mruczeć rózne skomplikowane zaklęcia. Jedynie to poskutkowało tym, że pozostałości budzika zamieniły się w popiół.
- Zwiewamy stąd! - zawołałam. - Ja się tylko przebiorę.
- Poczekam na ciebie w pokoju wspólnym - powiedział wesoło.

***
   
     Ubrana w błękitną bluzkę i ciemnogranatowe jeansy nałożyłam czarny płaszcz i wybiegłam do pokoju wspólnego. Mike siedział na fotelu i czytał "Proroka Codziennego". Kiedy zobaczył, że już wyszłam wstał. Podeszłam do niego.
- Jak ci się udało wejść do pokoju? - dopiero teraz przypomniałam sobie, że mój kolega należał do Ravenclawu.
- Hasło nie należało do najtrudniejszych, a lekka wprawa pomogła mi dotrzeć tu nieco szybciej niż zwykłemu amatorowi - mruknął, a na jego twarzy przez chwilę zawitał dziwny cień. Wiedziałam, że miał na myśli wampiryzm. Chciałam go wyciągnąć z tych smutnych myśli.
- Wychodzimy stąd!


***
- GDZIE JEST MÓJ BUDZIK?! - ryknęła na cały pokój wspólny Klara. Niektórzy zatkali uszy. Spróbowałam być niewinnie zaciekawiona.
- Jaki budzik?
- MÓJ BUDZIK! - znów krzyknęła wyraźnie rozzłoszczona.
- Nie wiem, nie miałam czasu na patrzenie, czy ktoś nie ukradł ci twojego skarbu - mruknęłam. Za to Klara zawołała:
- PRZECIEŻ TO TY NAJPÓŹNIEJ WSTAŁAŚ!
     Czyli ja byłam główną podejrzaną. Poniekąd z mojej winy koleżanka straciła budzik.
- Spałam długo, ale nie tykałam twojego budzika! - odkrzyknęłam zgodnie z prawdą.
     Nagle podeszła zaciekawiona Amber.
- Co się stało? - uśmiechała się do nas, co nieco nas zirytowało.
- Klara zgubiła budzik. Byłaś dziś po południu w dormitorium? - spytałam chytrze. Akurat ten chwyt nie należał do fair play, ale musiałam na kogoś "przerzucić" podejrzenia. Wszyscy doskonale wiedzieli, że wchodziła tam po to, by majstrować przy zegarku Klary.
- TO TYYYYY! - zawyła Klara. Korzystając z okazji wymknęłam się z pokoju wspólnego do dormitorium, a później do łazienki, by przyszykować się na bal. Nadal słyszałam te krzyki.

***
 
      Pół godziny przed  balem wyszłam z pokoju wspólnego. Miałam kręcone loki i poniższą sukienkę:



        Jako jedyna mi się spodobała, a chodziłam po całym Londynie. Nagle przed moimi oczami pojawił się Mike w pięknym, schludnym, czarnym garniturku. Miał różę w ręku. Czerwoną. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:
- Czy panienka zechciałaby przyjąć ten dar od mojej skromnej osoby?
- Jasne. Fajnie wyglądasz - bąknęłam nieśmiało.
- Ty również. Jesteś fenomenalna! - zawołał, uśmiechając się łobuzersko.
- Dziękuję. To jak? Idziemy? - spytałam wesoło.
- Chodźmy. - objął mnie w pasie i poszliśmy naprzód. Po drodze spotkaliśmy Alex z pewnym Krukonem. Nazywał się Ernie Grace. Był wyższy od Alex o głowę. Nie widziałam go dokładnie. Alex zmierzyła nas ostrym spojrzeniem i rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie Mike'owi, który to zignorował i ścisnął mnie mocniej. Gdybym nie znała już parę dobrych lat Alex, pomyślałabym sobie jakąś głupotę, ale wiedziałam, w czym tkwiła rzecz. Chciała, by jej rodzina oddaliła się ode mnie. W ten sposób miałam być bezpieczna, ale jeszcze nie zostałam w jakikolwiek sposób zagrożona przez wampirów. Minęliśmy się i znów powędrowaliśmy w milczeniu. Wtedy zobaczyłam coś niespodziewanego. Klara złożyła pocałunek na ustach Scorpiusa. Zaczęłam się krztusić ze zdziwienia. Mój partner poklepał mnie lekko po plecach.
- Chyba nie lubisz się całować... - mruknął z rozbawieniem.
- Nie, do pocałunków nic nie mam, ale do tej pary tak - szepnęłam mu cicho w ucho. Złapał mnie za rękę.
- Podoba ci się ten cały Scorpius? - zapytał.
- Żartujesz sobie, wolę kogoś innego - wyszeptałam.
- Kogo?
- Ciebie...
    To stało się tak machinalnie. Nasze usta złączyły się. Poczułam niesamowitą adrenalinę, a krew jakby nabrzmiewała mi w skroniach. Nie hamowałam się, ale nagle Mike mnie odepchnął.
- Nie powinniśmy tego robić - mruknął.
- Coś zrobiłam nie tak? - poczułam się odrzucona poniekąd. Mike chyba to wyczuł.
- Nie, Jessica, po prostu boję się, że tymi kłami mógłbym cię zabić. Nie chciałbym tego.
- To ty jednak masz te kły? - szepnęłam przerażona. - Przecież ich nie widać!
    Roześmiał się wbrew sobie, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie żartuj sobie. Mam, ale nie są widoczne.
- Śmierć w taki sposób byłaby rozkoszą - mruknęłam. Przeszył mnie ostrym spojrzeniem.

***

   Na początku w Wielkiej Sali musieliśmy zatańczyć walca wiedeńskiego. Najbardziej zabawnie prezentowała się jedna para. Nika i Amber, uśmiechnięte od ucha do ucha, nie zwracając uwagi na innych tańczyły razem. Caroline z nieznajomym chłopakiem wytwornie posuwali się w takt powolnej muzyki. Caroline również się uśmiechała. Była szczęśliwa. Cieszyłam się, że mogłam ją widzieć tak piękną i tak zadowoloną z życia. Według mnie to właśnie ona tego wieczoru wyróżniała się najbardziej.

     
    Z taką sukienką  prezentowała się ślicznie. Zapomniałabym wspomnieć o Wielkiej Sali. Różnokolorowe serpentyny wisiały w powietrzu nadawając piękne złudzenie tańczących kolorów. Niebo połyskiwało z wielkim wdziękiem. Stoły wyjątkowo znajdowały się przy ścianach, tak, by była możliwość tańczenia na środku sali, która wydała się trzykrotnie większa niż zazwyczaj. Lampiony świeciły rozjaśniając niektóre elementy pomieszczenia. Zapanował dzięki temu nastrój tajemniczości...
     Bal rozgorzał na dobre. Tańczyłam najczęściej z Mike'em, czasem z koleżankami. Klara miała pewność tego, że to Amber zepsuła jej budzik. Przez to nie odzywały się do siebie. Gnębiły mnie wyrzuty sumienia. Mike zauważając mój stan, w którym się znajdowałam szepnął mi do ucha:
- Nie martw się, przyznam się do winy.
     Zabrzmiało to tak delikatnie, uroczo, że z wielkim trudem zrozumiałam sens jego słów.
- Nie! Nie mów, jeszcze nas zabiją!
- Życzę im powodzenia.
     Uśmiechnęłam się gorzko. Pocałował mnie w środku tłumu tańczących par.
- Odbijamy, co? - mruknął Scorpius złośliwie przerywając nasz pocałunek. Zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Chcąc nie chcąc, musiałam z nim zatańczyć.
- Chodzisz z Mike'em? - spytał, gdy zaczęliśmy się żwawo poruszać na takt szybkiej piosenki.
- Nic ci do tego - powiedziałam chłodno. Obróciłam się wokół własnej osi, a kierował mną Scorpius. Potem zamieniliśmy się rolami.
- Widziałem, jak się całowaliście - szepnął. Nie był to szept, który usłyszałam kilka minut temu. Wydał mi się taki nieswojski.
- Cóż za spostrzegawczość.
- Chyba to nie był przyjacielski pocałunek, co nie?
     Przestałam tańczyć.
- Scorpius, weź się odwal. Nie mam zamiaru z tobą dłużej tańczyć.
    Wyszłam zdenerwowana z Wielkiej Sali. Mike pobiegł za mną.

OMG! Ale długie *_* Tak dla objaśnienia. Proszę brać pod uwagę sukienki, a nie modelki, które je mają na sobie.

niedziela, 18 listopada 2012

True Story *_* xD

   Witojcie! Zapomniałabym o tejże wiadomości! Jak wiecie pojawiła się tydzień temu nowa podstrona 'Bohaterzy'. Niektórzy podali mi jakie zdjęcia mam podać bądź sama je wyszukałam. Ze względu na moje lenistwo nie miałam ochoty pisać niektórym osobom na PW (wiem, leniuch ze mnie), by podali osobę, której zdjęcie bym ustawiła na tejże podstronie. Zawsze możecie sami mi wysłać owe 2 zdjęcia. A więc w ten sposób chcę Was uświadomić, że musicie w ciągu tego tygodnia napisać mi w jakikolwiek sposób, kogo chcecie, by został odtwórcą tej roli na moim blogu! I oczywiście nadal z chęcią przyjmę zgłoszenia na następne postacie w blogu *_*

 - Macie już partnera na bal? - zapytała na odczepnego Amber, nakładając sobie kurczaka podczas obiadu w Wielkiej Sali. Naokoło gwar i pisk sów zagłuszał wszelkie rozmowy, więc nie miałyśmy obaw, że ktoś nas usłyszy.
- Nie... Chyba nie pójdę na ten bal - mruknęła cicho Caroline. Usłyszałam ją tylko ja.
- Dlaczego? Będzie świetnie, a jak nie masz z kim iść to możesz zawsze pójść z Klarą! - zawołałam.
- Ona idzie z Scorpiusem... - mruknęła Caroline. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Myślałam, że zaprosił Amber, ale nie Klarę!
- A ty, Jess, masz już partnera, czy czekasz na kogoś, kto cię zaprosi? - zapytała Nika, popijając chwilę później sok dyniowy.
- Taak, mam już partnera - mruknęłam bez żadnych odznak ekscytacji tym tematem. Przechodzący obok Scorpius nagle się zatrzymał rozlewając na mnie sok porzeczkowy. Zaklęłam pod nosem.
- CZŁOWIEKU! UWAŻAJ JAK IDZIESZ! - ryknęłam na niego z całej siły. Wszyscy się na mnie gapili. Zignorowałam te spojrzenia.
- Ja.. no... przepraszam -wybąkał bardzo cicho. - Z kim idziesz na bal?
- Nie martw się, na pewno nie z tobą. Człowieku... przez ciebie wyglądam jakby krew się ze mnie lała! Chłoszczyść! - mruknęłam, czyszcząc swoje ubranie. Potem kolejnym zaklęciem wyczyściłam i wysuszyłam włosy. Nadal byłam zdenerwowana. - Gdybym postępowała złośliwie to bym ci wlepiła szlaban!
    Przypomniałam sobie, że dostałam na wakacjach odznakę prefekta. Przez chwilę przemknęła mi myśl, żeby to wykorzystać przeciwko Gryfonowi, ale zrezygnowałam z tego planu.
- Z kim idziesz na bal? - zapytała Nika.
- Zobaczycie w następną sobotę. Nie znacie go. - Nie znam go nawet ja. Pomyślałam. - Mike ma na imię.
- Sam cię zaprosił? - zapytała Amber.
- Tak jakby... co dzisiaj mamy? - spytałam, chcąc zmienić temat rozmowy.
- Nic specjalnego... dwie godziny eliksirów po obiedzie! Slughorn ma zrobić sprawdzian.. wiedzieliście? - Klara przejęła się tym nie na żarty.
- Jess, pamiętasz Emily? Nadal się na ciebie gniewa? - zapytała mnie znienacka Caroline, przyglądając mi się uważnie. Dlaczego właśnie teraz musiała o niej wspominać?!
- Pamiętam. Nadal się nie odzywa. I pewnie nie odezwie - westchnęłam.
- Nie boisz się, że może cię wydać?
- Nie, nie jest na tyle głupia, żeby tak gadać. Przecież ludzie jej nie uwierzą.Tylko szkoda, że woli ze mną nie mieć do czynienia. Chętnie bym ją teraz w żuka gnojownika zamieniła - powiedziałam z nutką złości w sobie.
- Jess! Przerażasz mnie - zawołała głośno Amber. Miała banana na twarzy.
- Jak będziesz chciała to mi pomożesz - zapewniłam ją, odwzajemniając uśmiech z pewnym oporem. Kochałam Emily i sama zła myśl o niej sprawiała mi ból. Możliwe, że dobrze postąpiła, oddalając się ode mnie. Powinna żyć w świecie mugolskim bez osób, które mogą namącić jej w głowie. Niepotrzebnie powiedziałam jej prawdę, ale poniekąd uznałam, że tak było trzeba zrobić.
- To ja idę. Papa - mruknęła Nika i odsuwając krzesło wyszła z Wielkiej Sali.
- Czekaj! Ja z tobą! - krzyknęła Klara i pobiegła za Niką, popychając ludzi na różne strony. Wiele z tych osób zaklęło pod nosem.
- Uważaj, jak biegasz!
    Zachichotałam. W miejscu, którym siedziała Nika pojawił się chłopak Amber. Miał ładne kasztanowe włosy, ale trochę przydługie moim zdaniem.
- Hej, dziewczyny - mruknął Thomas.
- Dobry, dobry - odbąknęłam. Nie miałam ochoty na słuchanie rozmowy Amber z Thomasem. Byłam pewna, że zasnęłabym już po pierwszej minucie.
- Heej, Jess, to może my sobie na błonia pójdziemy co?
- Tak, jasne. Wy tu sobie gadajcie bez obaw... - powiedziałam i popatrzyłam z wdzięcznością na Caroline. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
    Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i szłyśmy korytarzem bez żadnego wyraźnego celu. Postanowiłam wykorzystać okazję. Opowiedziałam Caroline o tym, że w tej szkole są wampiry, kto nim jest i z kim idę na bal. Jako jedyna była wspaniałym słuchaczem. Inne dziewczyny też umiały słuchać, ale Carolina zawsze mi doradzała, gdy czułam się źle lub miałam problem. Przeraziła się tym, że miałam iść na bal z wampirem.
- Przecież on może cię przemienić albo zabić! - powiedziała, mając wyraźne problemy z oddychaniem. Naprawdę się przestraszyła i nie na żarty. Pomyślałam, że może nie powinnam jej była tego mówić. Ale emocje wzięły górę.
- Nie zabije. Oni mają nad sobą kontrolę. A tak poza tym ładny jest. - mruknęłam, rumieniąc się lekko. Uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem.
- Wiesz, że z wampirem nie mogłabyś być? - zapytała mnie tonem bardzo troskliwym.
- Wiem... - mruknęłam. - Ale przecież go nie znam.
    Westchnęłam.
- Pójdę na ten bal, żeby mieć oko na was. Różdżkę będę miała przy sobie. Ale tylko dlatego będę na tym balu! - mruknęła.
- Dobrze, Caroline! Wiesz, że cię kocham?
- Wiem - westchnęła z rezygnacją.
    Zza kąta pojawił się nieznany mi chłopak. Miał ładne, krótkie blond włosy, zielone oczy, przypominające mi żabę. Usta wydatne, a rysy twarzy dodawały mu uroku.
- Caroline... mogłabyś ze mną pójść na bal? - zapytał, czerwieniąc się jak burak. Po chwili twarz Caroliny również spurpurowiała. Poczułam się nieco niezręcznie w tej sytuacji.
- Tak, pójdę - mruknęła.
- To świetnie. Do zobaczenia na balu!
    Chłopak oddalił się. Zauważyłam, że jego kroki stały się bardziej sprężyste. Roześmiałam się.
- Jak on ma na imię? - spytałam.
- A wiesz, że nie wiem? - odpowiedziała retorycznie Caroline.
    Wybuchnęłyśmy śmiechem.

sobota, 17 listopada 2012

Mój partner...

      Lekcje były niezmiernie nudne. A na obronie przed czarną magią nasz opiekun ogłosił ważną informację.
-  Za dwa tygodnie, w sobotę odbędzie się bal z okazji świąt Bożego Narodzenia. Każdy z tej klasy ma obowiązek bycia na tej uroczystości.
- Dlaczego?! - prawie krzyknął piegowaty chłopak z końca klasy.
- Dlatego, że ja tak chcę - rzekł surowym tonem Tenet. - Musieliście dlatego zakupić szaty wyjściowe. Mam nadzieję, że każdy taką posiada. Czy mam rację?
    Rozległy się ciche przytakujące pomruki.
- W sobotę o godzinie dwudziestej zaczyna się bal. Jednakże wy macie się pojawić dziesięć minut przed uroczystością. Inaczej zostaniecie ukarani szlabanem. I mam nadzieję, że Jessica Newton mogłaby zostać na chwilę po lekcjach, prawda?
- Tak, mogłabym - rzekłam pospiesznie, niemal bez zastanowienia.
     Reszta lekcji okazała się niemiłosiernie nudną.

____________________

     Zostałam w klasie. Mając na uwadze to, że przede mną stał wampir starałam się być czujna i uważna. Maks Tenet widział to dokładnie, ale nie odezwał się. Widocznie rozumiał moje postępowanie.
- Nie bój się. Mam nad sobą kontrolę - szepnął.
- W jakiej sprawie chciał pan, żebym została? - nie chciałam sobie w kaszę nadmuchać.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić. Jest to chłopak... Zresztą pokaż się, Mike.
    Nagle pojawił się chłopak, który urzekł moją osobę. Miał krótkie, śliczne, czarne włosy, ładną, jasną twarz. Jego niebieskie oczy były jak hipnotyzujące wahadełko.
- Mike McKinley jestem - przedstawił mi się i uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech z wielkim entuzjazmem, ale zrzedła mi mina na widok tego, że Maks nas uważnie obserwował.
- Jessica Newton - powiedziałam.
- Jessica... to ładne imię - skomplementował mnie. Nadal się uśmiechał, ale delikatnie.
- Dziękuję, Mike - posłałam kolejny uśmiech. - Panie profesorze, a jakiż jest powód tego miłego spotkania?
- Mike też jest wampirem - rzekł.
- Mnie to nie przeszkadza - wypaliłam bez namysłu. Maks Tenet popatrzył na mnie z mieszanką zdziwienia i rozbawienia. Nie patrzyłam się na Mike'a.
- Tak więc chciałbym, byście razem poszli na bal.
    Wytrzeszczyłam oczy. Michael również.
- Ja to bym sam Jessicę zaprosił, bez pańskiego zachęcenia - mruknął Mike.
   Zarumieniłam się.

_______________

   Spacerowałam po błoniach. Idąc tak spotkałam Klarę.
- Hej Jess!
- Klara, co za niespodzianka! Jak tam budzik? - zapytałam bardzo entuzjastycznie. Spojrzała na mnie urażonym wzrokiem. Szybko się zreflektowała.
- Jakoś dziwnie się dziś zachowujesz... - spostrzegła. - Za bardzo wesoła jesteś.
- Ja? Wydaje ci się.
    Uśmiechnęłam się do niej.

4 lata później

    Odkąd dowiedziałam się o istnieniu wampirów to minęło cztery lata. Zaprzyjaźniłam się z Staisy, a moi koledzy i koleżanki polubili ją. Prawie nic się nie zmieniłam. Jedynie podrosłam i nico zmienił mój wygląd. Jednak Emily dowiedziała się kim byłam. Powiedziałam to jej rok temu...

- Emily.. muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam pewnego lipcowego poppłudnia spędzając z nią mile czas przy naszej ulubionej fontannie. Woda unosiła się pod wpływem silnego ciśnienia w górę i opadała na dół co raz odbijając się od powierzchni małego wodnego zbiornika. Słońce ogrzewało z wielką intensywnością nasze plecy.
- Tak, Jess? - zapytała, bawiąc się srebrną bransoletką, którą dostała ode mnie w prezencie na urodziny. Widocznie nie interesowała się zbytnio tym, co miałam jej do powiedzenia. Jednakże bez względu na to musiałam podjąć się tego wyzwania. Teraz albo nigdy. Pomyślałam.
- We wrześniu wyjeżdżam do szkoły... - zaczęłam. Nie wiedziałam kompletnie jak do tej sprawy podejść. 
- Jessica, musisz to wałkować? Czy myślisz, że się cieszę, że wyjeżdżasz we wrześniu? Nie musisz mi o tym przypominać. 
   Zdenerwowała mnie. W ogóle się nie interesowała, o co mi chodziło. Czułam, że nasza więź coraz słabnie. Poniekąd się nie zdziwiłam, ale i tak to zabolało.
- Emily. Chcę ci powiedzieć prawdę, a ty w ogóle się tym nie interesujesz? - wypaliłam.
- Mów... - westchnęła tylko zrezygnowana.
- Jestem czarownicą.
- To nie Halloween, Jess. 
- Naprawdę. Mam dowód - wyciągnęłam różdżkę.
- To przecież kawałek jakiegoś patyka. Jess, naprawdę zacznij się zachowywać normalnie - mruknęła. Nie była dawną Emily. Przerażało mnie jej obojętność.
- To patrz... - mruknęłam i z różdżki wystrzeliły zielone promienie. Nie użyłam zaklęcia, jedynie potarłam nią o chusteczkę, niby w celu wytarcia. Nie obawiałam się listów ze szkoły. - Chcesz jeszcze innych dowodów? Mam ci pokazać moje książki?
- Żartujesz... przecież takie wiedźmy i inne chochliki są wytworem ludzkiej wyobraźni!
- Myślisz, że jestem wytworem ludzkiej wyobraźni? Przecież to wszystko widzisz... Nie próbuj oszukiwać sama siebie, Emily. Prawda jest prawdą i nią pozostanie. 
- Ty... Ty jesteś inna! Opuściłaś mnie dla tego czegoś, co zwiesz magią! Nienawidzę cię! - krzyknęła ostatnie zdanie na głos. W uszach mi zadźwięczało. Uciekła.

    Rozmyślałam nad tym wydarzeniem. Wciąż czułam złość na Emily. Skreśliła mnie tylko dlatego, że byłam inna. Już dawno odebrałam jej status przyjaciółki. Klara, Karolina, Amber, Nika, Staisy, Skorpius i Alex znali mnie najlepiej ze wszystkich, nie licząc Hagrida.
    Westchnęłam i wstałam, rozciągając się rozkosznie. 

piątek, 16 listopada 2012

Wielka Tajemnica

Heej! Znów zmiany... znów Klara poświęciła czas na zrobienie szablonu. Za to jej bardzo dziękuję i w ramach podziękowania dedykuję jej tę notkę. A więc do dzieła! :D    


    Nagle Alex mnie zaczepiła, gdy szłam na zajęcia obrony przed czarną magią.
- Jessica! Mogę ciebie na słówko? - zapytała mile, co dla mnie stanowiło wielkie zaskoczenie.
- Yy.. tak, jasne - uśmiechnęłam się niepewnie, ale uzyskałam nieco śmiałości, gdy Alex powiedziała do mnie miłym tonem:
- Przepraszam za ostatni... mój wybryk, ale to było dla twojego dobra. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Jasne, jasne. Każdy jest nieco dziwny - rzekłam pospiesznie, usiłując ją pocieszyć. Coś w jej głosie sprawiało, że czułam się winna. Przez moją osobę tak się zachowała - czyli to ja zawiniłam. Nikt inny.
- To nieprawda, każdy jest inny i ci, którzy najczęściej uważają się za dziwnych to nimi nie są. Jedynie ja i istoty mojego pokroju są wyjątkami, bo mamy pełną świadomość tego, kim jesteśmy. Często jest to utrapieniem.. - westchnęła. Nie rozumiałam, dlaczego i CO konkretnie mi mówiła.
- Czekaj, o czym ty mówisz? - zapytałam całkiem zbita z tropu.
- Jak to o czym? O tym, kim jestem.A dokładniej czym. Czym jesteśmy.
    Zaczynało mi powoli świtać jasne, choć niewyraźne światełko w mózgu. Wiedziałam, że ona była inna.
- A kim ty jesteś?
- Czym, to czym jestem nie jest warte miana człowieka. Wampirem jestem. Potworem, krwiopijcą. Mów na mnie jak chcesz, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz tego, co ci powiedziałam.
- Dobrze, nie powiem.
- Nie boisz się tego, że mogłabym w tej chwili cię naskoczyć i ukąsić? - zapytała ze zmrużonymi oczyma. Niejedną osobę by to przestraszyło. Nie czułam jednak strachu. Myślałam, że w ten sposób chciała mnie Alex podpuścić.
- Nie. Nie boję się ciebie.
- Hm. Jestem pod wrażeniem - wyznała szczerze mi Alex. - Mogłabym cię zabić, a ty nawet się nie wzdrygasz. Nie widzę żadnych oznak twojego strachu. No no no...
   Nie miałam bladego pojęcia, do czego prowadziła ta dygresja. Fakt, szok obezwładnił moje ciało przez chwilę, ale szybko się zreflektowałam.  Moja czujność zwielokrotniła się dwukrotnie. Nie ufałam jej bezgranicznie.
- Staisy jest umownie moją siostrą. Jednak tak nie jest. Znaczy się jest, ale ona jest moją przyszywaną siostrą. Poznałam ją dawno temu. Naprawdę dawno. Przyłączyła się do rodziny, pięć lat po tym, jak ja się do niej dostałam. Maks Tenet również należy do rodziny, ale dalszej. Mam rzecz jasna na myśli rodzinę wampirzą.
   To był koszmar.

piątek, 9 listopada 2012

Sen i błonia?

   Witajcie! Jak Ci bystrzejsi zauważyli nadeszła zmiana. Pewna miła dziewczyna była tak uprzejma zrobić nagłówek (znaczy się kilka i miałam dylemat, który wybrać, bo wszystkie były śliczne).Za co należą się jej podziękowania! Jeśli chcecie się z nią skontaktować to zawsze znajdziecie ją tu - KLIK
Napiszę krótką notkę na dobranoc, ale uprzedzam moja kreatywność osiąga blisko 0% ;)

     W nocy miałam straszny sen. Przedzierałam się przez wszystkie zielska i nagle przede mną ukazała się polana. Na niej rozstawiono namiot. Podeszłam bliżej, by zobaczyć, kto w  nim się znajdował. Zdziwiłam się, gdyż nie widziałam ani jednego śladu ogniska, a bez niego człowiek, by zamarzł na śmierć. Zajrzałam przez malutką szparę, co się działo w środku. Zobaczyłam zakrwawioną twarz.
    Ocknęłam się dysząc ciężko. Po pięciu minutach wstałam i zaczęłam majstrować przy budziku Klary. Wolałam, żeby nie budził dziewczyn o szóstej rano w sobotni poranek. Przekręciłam wskazówkę wskazującą godziny, tak, że teraz była 3 nad ranem. Rzuciłam się na łózko, by ponownie zasnąć. Nie udało mi się to, więc pogrążyłam się w rozmyślaniach. Fioletowe oczy... ten wzrok... ta cera... ten sen... Wszystko zdawało się takie przerażające, takie nierealne.
   Zdecydowanie nie mogłam wszystkiego przemyśleć w tym pomieszczeniu. Postanowiłam się przewietrzyć. Na błoniach usiadłam przy najbliższym drzewie nieczuła na jesienne piękne natury i ostatnie w tym roku promyki słońca oświetlające moją twarz.
- Zwłaszcza tobie... - mruknęłam, myśląc głęboko nad tym, co to mogło oznaczać.
-  Co mnie? - zapytał się mnie ktoś. A kto? Scorpius. Znowu.
- Muszę zawsze ciebie spotykać w najmniej odpowiednich momentach?
- Takie życie - mruknął wzruszając ramionami. Potem uśmiechnął się.
      Wywróciłam oczami.
- Czy ty mnie śledzisz czy mi się zdaje? - zapytałam odczepnie.
- Zdaje ci się.
- Naprawdę? Coś myślę, że jednak nie.
- Ależ oczywiście, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
     Roześmiałam się.
- Nie szkoda ci czasu na mówienie tego samego słowa? - zapytałam.
- Oczywiście, że nie. Nigdy.
    Wywróciłam ponownie oczami.


Nie, nie dałam rady więcej! Moje wypociny takie osiągnęły efekt -.- Aż wstyd tak krótką notkę publikować -.-

"Zakazany Las skrywa wiele tajemnic" - spotkanie z Alex Other.

   Dawno nawet nie było notki. Przepraszam Was za to, bo lenistwo mnie opętało ^^ Może usprawiedliwię się tym, że naprawdę dużo mam teraz nauki, że ze zmęczenia nie dam rady myśleć nad notką. Dziś mnie w szkole nie ma i nie będzie, więc biorę się do roboty ;*

   Znalazłam się wreszcie w Zakazanym Lesie. Głucha na wszystkie rozmowy z fascynacją zagłębiłam się dalej. Bogate poszycie napawało mnie ekscytacją, ale również lękiem. Ogółem nie bałam się pająków, ale nie miałam pewności, czy tu nie znajdują się te jadowite. A taki busz byłby wspaniałym terytorium dla tych stawonogów.  Drzewa delikatnie poruszały się pod wpływem północnego wiatru. Nie zauważyłam żadnych ścieżek. Osoby, które wcześniej spacerowały po tym lesie na pewno musiały się przedzierać przez te krzaki i niskie drzewa, których znajdowało się bez liku.  Poruszyłam się do przodu.
- Jess! Co ty do diabła robisz?! - zawołał Scorpius.
   Och, Scorpius. Z tego pierwszego wrażenia dotyczącego lasu całkowicie zapomniałam o nim, ale też o dziewczynach, które mi towarzyszyły. Odchrząknęłam.
- To co wy. Zwiedzam las - mruknęłam i oddaliłam się od nich. Wiedziałam, że postąpiłam głupio, ale ta nieznana mi siła, głos w mojej głowie, kazała mi iść dalej. Najlepiej bez towarzystwa Klary, Amber, Caroline, Scorpiusa i Niki.
    Gdy zagłębiłam się trochę dalej, panowała niczym niezmącona cisza. Nic ani nikt nie przerywał tej melancholii, która nadawała tajemniczości oraz grozy miejscu, w którym się znajdowałam. Ciemność, która powlekała wszystko dookoła sprawiała, że im bardziej byłam dalej od błoni to odczuwałam coraz większy lęk przed nieznanym. Miałam nadzieję, że nic się nie wydarzy, choć podświadomie pragnęłam przygody. Przeżycia czegoś, co mogłabym wspominać przez długie lata. Jednak nadal było cicho. Aż tu nagle...
- Co tu panienka robi sama? - zapytał jakiś głos. Myślałam, że to Scorpius, jednak osoba należała do płci żeńskiej.
- Kim jesteś? - zapytałam dziewczyny. Ognistorude włosy opadały jej ciężko, ale z wytwornością na ramiona. Miała bardzo jasną cerę. Jak Staisy i Maks Tenet. Jej łagodna twarz uśmiechała się do mnie promiennie. Jedynie zaniepokoił mnie kolor jej oczu. Fioletowe oczy przeszywały mnie na wylot. Po raz pierwszy widziałam osobę z taką barwą tęczówek. Pomimo kontrastu z pomarańczowymi włosami prezentowały się bardzo ładnie.
- Alex Other. Ale ja ciebie znam. Jessica Newton, tak? - jej aksamitny głos zmierzwił mi włosy. Nie zdziwiłabym się, gdyby stanęły mi dęba.
- Tak, to ja. Skąd mnie znasz? - spytałam podejrzliwie.
- Jestem w Gryffindorze. Widziałam cię przy Tiarze Przydziału. Chociaż trzeba przyznać, że tekst miała niezły. To moja sprawka  - pochwaliła mi się. Chyba ją polubiłam.
- Och, nie widziałam ciebie. Wybacz.
- Nic nie szkodzi, rzadko bywam na terenie szkoły, oczywiście na lekcjach jestem, rzecz jasna. Zostałabym prefektem za rok, gdybym nie siedziała tyle czasu w Zakazanym Lesie. Nikt nie wie, że akurat tu przesiaduję. Lubię obserwować jak mieszkańcy lasu... - urwała. To wzmogło moją ciekawość.
- Rozumiem, a czy tu jest niebezpiecznie? - zapytałam. Wydało mi się to trochę dziecinne, ale w końcu zainteresowanie tematom wygrało z honorem. Jeśli to był honor.
- Oczywiście, że tu jest niebezpiecznie. Nie wiem, po jaką cholerę, odłączyłaś się z grupy. W ogóle po co wy tu przyszliście? Tu jest bardzo niebezpiecznie. Zwłaszcza dla ciebie - mówiła podniesionym tonem, chcąc mnie zganić. Nie miałam wyrzutów sumienia. Ostatnie zdanie nagle mnie uderzyło.
- Zwłaszcza dla mnie... - szepnęłam, choć nie chciałam tego zrobić.
- Tak, dla ciebie. Są tu takie potwory o jakich nigdy nie myślałaś. Wynoś się stąd! - nagle krzyknęła. Widziałam, że toczyła ze sobą jakąś wewnętrzną walkę. Chciałam jej pomóc. Położyłam rękę na jej ramieniu. Strząsnęła ją. Zamknęła oczy. Zdawało mi się, że przestała oddychać.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - krzyknęła w rozpaczy. Naprawdę działo się z nią coś dziwnego. Zaniepokoiłam się. Wolałam zostać i jej pomóc, ale znowu krzyknęła, tyle, że dwa razy głośniej.
- IDŹ STĄD! NIE MIEJ MI TEGO ZA ZŁE, ALE MUSISZ WYJŚĆ Z ZAKAZANEGO LASU! GROZI CI TU NIEBEZPIECZEŃSTWO! ODNAJDZIESZ SWOJĄ GRUPĘ IDĄC NA PÓŁNOCNY-WSCHÓD! JAK JĄ ZNAJDZIESZ TO BEZ ŻADNEGO GADANIA ZABIERZ JĄ STĄD!
    Przeraziłam się nie na żarty. Zamierzałam zrobić to, co mi kazała.
- Dobrze, pójdę, ale czy nie wezwać pani Pomfrey? Lub kogoś, bo widzę, że coś się z tobą dzieje złego..
- Idź! Nie martw się o mnie. Nie mów nikomu, co się zadziało. Nikomu. Przyrzeknij - powiedziała bardzo poważnym tonem. Patrzyła mi wtedy prosto w oczy. Wzrok jej był dziwny... jakby zgłodniały - przemknęło mi przez myśl.
- Przyrzekam - szepnęłam.
- Idź!

***

   Posłusznie szłam w kierunku północno-wschodnim. Jak mi powiedziała Alex, szybko odnalazłam wszystkich tych, których pozostawiłam dzisiaj. Moje ręce i twarz były skarbnicą zadrapań. Nie zwracałam na to uwagi, szukając przyjaciół.
- Jessica! Myślałam, że coś ci się stało! Słyszałam jakieś krzyki - zawołała Nika, przytulając mnie do siebie.
- Jakie krzyki? - spytałam, jakbym  nie wiedziała o czym mowa.
- No ktoś krzyczał, to raczej był damski głos - powiedział powoli Scorpius, przyglądając się mi uważnie. Zdawało mi się, że wiedział, co się wydarzyło. Ale zapewne to złudzenie - pomyślałam.
- Też słyszałam. Myśleliśmy, że już po tobie - mruknęła cicho Amber. Wyglądała na przestraszoną. Zatęskniłam za dawną Amber, taką szaloną, zwariowaną.
- Zdawało się wam, ale może chodźmy stąd lepiej, co? - mruknęłam, zgodnie z wolą Alex.
- Tak, chodźmy stąd - Klara miała zmartwioną minę.

***

   Leżąc już w ciepłym łóżku zaczęłam intensywnie myśleć nad tym, co się wydarzyło. Dlaczego Alex się zachowała tak a nie inaczej? Dlaczego jej oczy były takie dziwne? I co miała na myśli, mówiąc, że DLA MNIE Zakazany Las jest niebezpieczny...
- Zwłaszcza... - mruknęłam.
     Próbowałam połączyć to wszystko w całość. Jak w puzzlach brakowało mi kilka części... te niewiadome były naprawdę ciężarem. Myślałam też o Tenecie i o Staisy. Moja intuicja podpowiadała, że te osoby mają coś z tym wspólnego. Nie rozumiejąc większości zasnęłam jak kamień.

niedziela, 4 listopada 2012

Krótka notka na wieczór ;)

     Minął już tydzień od czasu pierwszego dnia w szkole. Polubiłam Hogwart. Tęskniłam za moją przyjaciółką z mugolskiego świata. Nie mówiłam jej, kim naprawdę jestem. Poznałam w zatrważająco szybkim czasie wiele osób. Nie wszyscy zostali moimi kumplami. Już w pierwszych pięciu dniach nauki dowalili nam dużo pracy domowej. Oczywiście uporałam się z tym w miarę szybko, że pod koniec piątku zapewniłam sobie czas wolny aż do niedzieli. Jak to kujon postanowiłam sobie przed poniedziałkiem powtórzyć materiał z ostatnich lekcji. Sceptycznie do mojego zachowania podchodziły niektóre osoby.
- Daruj sobie, Jess! To dopiero początek roku, trochę luzu, kobieto! - powiedziała wieczorem Klara. Nie podzielałam jej zdania.
- Klara, a chcesz sobie narobić zaległości na samym starcie? Ja na przykład nie i chcę mieć dobre wyniki z egzaminów dla pierwszoklasistów - mruknęłam.
- Jaki sprawdzian?! - krzyknęła znienacka Amber, co spowodowało, że Caroline wraz z Klarą podskoczyły w miejscu. Ze złością popatrzyły na koleżankę, ja natomiast wybuchnęłam śmiechem. Nika popatrzyła na mnie z dezaprobatą. Wyszczerzyłam swoje zęby w promiennym uśmiechu.
- Sprawdzian, który podsumuje wiadomości na końcu roku.. normalka - powiedziałam, myśląc, że to jakoś zadziała na moje towarzyszki. Moje nadzieje graniczyły między optymizmem a głupotą.
- Mamy rok, a rok to masa czasu - mruknęła Klara. Wywróciłam oczami.
- Ej, ale w końcu jest piątek, nie? - zapytała retorycznie Amber.
- No tak... - stwierdziła Nika. - I co z tego?
- Zróbmy coś szalonego! - zaproponowała Amber.
- Ale co? - spytała Klara
- Hm... pomyślmy...
    Szczerze to bałam się pomysłu mojej szalonej koleżanki.
- Idziemy rozwalać budziki we wszystkich dormitoriach! - krzyknęłam bojowo. Amber zmierzyła mnie długim, ostrym spojrzeniem. Chcąc, nie chcąc odpowiedziałam:
- Żartowałam.
    W dormitorium rozległy się pojedyncze śmiechy.
- Chodźmy do Zakazanego Lasu - wypaliła Milington. Zrobiło się nagle bardzo cicho.
- Amber, a czy ty się przypadkiem dobrze czujesz? - zapytała Caroline, patrząc się na Amber z troską. Widocznie jej również pomysł nie przypadł do gustu.
- A ja tam uważam, że to świetny pomysł - bąknęła Nika, a Klara jej zawtórowała.
- Hm... będę musiała z wami iść, bo beze mnie na pewno sobie nie poradzicie - powiedziałam żartobliwie, na co wybuchła salwa śmiechu.
- Żartujesz..
- Weźmy ze sobą Scorpiusa, na pewno z chęcią nam potowarzyszy.
- O nie, bez Scorpiusa! - krzyknęłam. Wolałam, żeby ten wypad był tylko nasz, nie chciałam nikogo mieszać spoza dormitorium.
    Caroline na mnie spojrzała zdziwiona. Wydało mi się, że mimo wszystkiego ona najbardziej mnie rozumie. Mało czasu ze sobą spędzałyśmy, a jak już byłyśmy razem z innymi koleżankami to robiła się taka nieśmiała. Spróbowałam u niej to zmienić.
- No wiecie... będzie nas straszył, a jak zakopie Caroline gdzieś w lesie? - zapytałam. Miałam wielką nadzieję, że mój żart wypali.
- Może mnie z powrotem odkopiecie - powiedziała Caroline.
- Z całą pewnością, może kiedyś - rzuciła Nika.

***
   
    Godzinę później wyszłyśmy z pokoju wspólnego Gryffindoru. Rozglądałam się dookoła patrząc, czy nigdzie nie widać było duchów, nauczycieli bądź woźnego. Ostatniego obawiałam się najbardziej. Zabiłby mnie, gdyby mnie zobaczył.
    Dzięki mojej znajomości zaklęcia Lumos nie musiałyśmy chodzić po ciemku na terenie budynku. Czuwałam, by światło nie raziło obrazów ani też nie przyciągnęło niespodziewanych gości.
- Siema - mruknął jakiś głos. Ja oraz stojąca za mną Caroline podskoczyłyśmy ze strachu. Mnie wyrwał się nawet zduszony okrzyk.
    Znowu spotkałam w niespodziewanej chwili Scorpiusa.
- To znowu ty! - szepnęłam nieco urażona.
- Gdyby ktoś was spotkał,  miałybyście niezły przypał - mruknął. - A dokąd ta pielgrzymka?
- Nie twoja sprawa - warknęłam. Lubiłam go, ale nie chciałam, by z nami towarzyszył. Na przekór moim uczuciom Klara się uśmiechnęła z zadowolenia.
- Idziemy do Zakazanego Lasu, idziesz z nami? - powiedziała entuzjastycznie.
- No jasne, miałbym przegapić taką okazję?
- No jasne, że nie... - mruknęłam.
- Nie martw się, damy go wilkołakom na pożarcie - szepnęła mi Nika pięć minut później, gdy naburmuszona wraz z koleżankami pogrążonym w rozmowie z Scorpiusem szłam po błoniach.
     Naprawdę szkoda mi było, że jednak nie zostałyśmy w ciepłym, BEZPIECZNYM dormitorium...

***

Za każdym razem musiałam poprawiać z 'Karolina' na Caroline xD

sobota, 3 listopada 2012

`Nie miałam zamiaru zostać ofiarą. Wolałam zostać pająkiem.`

  Hej! Chciałabym przeprosić pewną osobę i ogólnie wszystkich czytających tego bloga za mój błąd. Chciałam to zrobić wczoraj, na końcu mojej notki, ale po prostu zapomniałam. Jak większość bystrzejszych osób zauważyła nastała zmiana dotycząca imienia Karolina. We wcześniejszej notce zaczęłam pisać Caroline, ale zauważyłam, że wymknęło mi się potem Karolina. Za ten błąd chcę przeprosić, od tej chwili będę  pisać CAROLINE i proszę, gdy jeszcze raz podobny błąd popełnię bez żadnego krępowania wytknąć mi go. Krytyka mnie nie boli ;) A tymczasem ja zabieram się za notkę. ;)

- Tak? - mruknął Hagrid, gdy znaleźliśmy się w jego chatce. To było jedno małe, ale przytulne i ciepłe pomieszczenie. W kominku tańczyły ognistorude płomienie. Zapatrzyłam się w nie zafascynowana. Ogień z zwierzęcą szybkością dorwał się do kawałka drewna, które podłożył Hagrid. Na początku niebieskie płomyki zajęły się materiałem, a potem złote zabłysło światło, wypalając coraz to większą ilość drewna. Otrząsnęłam się z tej niezwykłej obserwacji.
- Hagridzie, na lekcji OPCM stało się coś bardzo dziwnego.
-  Tak? - powtórzył zaparzając dla mnie, Klary i Scorpiusa herbatę.
- Pokłóciłam się z Staisy, taką dziewczyną, bladą jak trup. Pokłóciłam się z nią, a ona uciekła z lekcji. Ale w końcu ona nazwała mnie szlamą.
- Co?! - wykrztusił Scorpius, krztusząc się ciepłym napojem. Klara wytrzeszczyła ze zgrozy i zdumienia oczy.
- No tak, nazwała mnie szlamą. Ale była rozdrażniona. A gdy ją zapytałam kim jest to odpowiedziała mi dziwnie - powiedziałam z wolna. Miałam przed oczami całą zaistniałą wtedy sytuację.
- Dziwnie? Wyolbrzymiasz fakty - mruknął Hagrid. Ja? Wyolbrzymiam fakty? Rozśmieszyło mnie to.Jednak nie przyszłam tu po to, by się kłócić, lecz po to, by spędzić z przyjaciółmi miło czas i porozmawiać.
- Ona powiedziała "Jestem tym, czym jestem" i poszła - pociągnęłam temat. Hagrid nie był chętny do rozmowy. Natomiast Scorpius z Klarą zainteresowali się tym bardzo.
- Kim ona jest? - zapytała Klara
- O ile mi wiadomo Krukonką. Jest bardzo mądra. Słyszałem o niej trochę. Wie więcej niż nie jeden szóstoklasista - powiedział Scorpius - Dziwię się, że jej do innej, wyższej klasy nie przenieśli.
- Może jest i mądra, ale charakter ma okropny - mruknęłam złowieszczo.
- Jess, olej to. Słyszałam, że dziś trochę pobiegałaś - powiedziała, zmieniając temat.
- Ano, pobiegałam. Skąd o tym wiesz? - zapytałam. Zauważyłam, że kolega spuścił skromnie oczy, a Klara się zarumieniła. Zrobiłam sceptyczną minę.
- Dzięki - mruknęłam do Scorpiusa. Chłopak wzruszył ramionami. Hagrid z wielką chęcią podciągnął ten temat, co wydało mi się nieco podejrzane.
- Co zrobiłaś? - spytał mnie nagle zaciekawiony.
- Ach - westchnęłam i mu opowiedziałam całą historię z Filchem. Pod koniec opowieści zauważyłam, że jego czarna broda nieco się zatrzęsła.
- Cholibka. Ładny pirszy dzień. Chyba jesteś zastępcą Weasleyów - mruknął i znów się zaśmiał.
- Kogo?
- Dwóch zbirów szkolnych. Pamiętam ich, niezły chaos tu zrobili. Szkoda, że jeden z nich... zresztą nieważne - mruknął, nagle tracąc humor. Poklepałam go po łokciu, gdyż wyżej już nie sięgałam. Uśmiechnął się do mnie. Ucieszyłam się, że choć trochę poprawił mu się humor.

***
     Usiadłam na łóżku. Zdjęłam kapcie i położyłam się. Zaczęłam myśleć o różnych sprawach.
- Jestem tym, czym jestem... - zadzwoniło mi w uszach. Zresztą to zdanie teraz ciągle mnie prześladowało. Nie mogłam się od niego uwolnić. Poddałam się woli i próbowałam rozgryźć, co akurat wtedy Staisy miała na myśli.
- Wie więcej niż nie jeden szóstoklasista - powtórzyłam cicho słowa Scorpiusa. W mojej głowie zawitała rozpacz. Bezsiła, która mnie ogarnęła bardzo zdołowała moją osobę. Jednego byłam pewna. Staisy coś ukrywa, a ja za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co. Przypomniałam sobie, że profesor Tenet przejął się zachowaniem Krukonki, a trzeba stwierdzić, że został mianowany na opiekuna Gryffindoru, a nie Ravenclawu. To wszystko wydało mi się takie zagmatwane, tak zaplatane... jak skomplikowana sieć stworzona przez pająka, który czekał później z nadzieją, że jego ofiara w nią wpadnie i nigdy się z niej nie wyplącze. Nie miałam zamiaru zostać ofiarą. Wolałam zostać pająkiem.
- Hej, jak spotkanie z Hagridem? - zapytała mnie nagle Amber, czego skutkiem było to, że spadłam z łóżka. Koleżanka zaśmiała się cicho, podała mi rękę i pomogła wstać.
- Dobrze nawet. Nie strasz mnie już tak na przyszłość - powiedziałam.
- Ja cię wystraszyłam? Dobrze, dobrze... następnym razem będę szła obok ciebie na paluszkach - zażartowała. Niestety mnie to nie rozśmieszyło.
- Trzymam cię za słowo.
- Spoko - mruknęła - Klary nie ma? Prawda?
- Nie ma, nie ma. Ale budzik zabrała - powiedziałam, niemal rozbawiona. A więc Amber chciała pomajsterkować Klarze przy jej budziku. Dzieci... Pomyślałam.
- Zabrała? Szkoda. Mam dosyć tego budzika!
- Kup sobie nauszniki - zaproponowałam, udając powagę.
- A wiesz, że to dobry pomysł? Tylko jest jedna wada - mruknęła Amber z przekąsem.
- Jaka?
- Nie możemy wybrać się do Hogsmeade.
- Szkoda... - westchnęłam. - Mogę poprosić Hagrida, by ci kupił.
- Naprawdę to zrobisz?
- Nie, na niby, a bo co?
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - powiedziała. Wiedziałam, że specjalnie mi tak słodziła, bym się zgodziła.
- Nie... prędzej bym podejrzewała, że kochasz budzik Klary.
- Ha ha ha. Ale ja go na serio kiedyś rozwalę. Pożyczę tylko od kogoś młotka.
- Klara na pewno będzie zadowolona - powiedziałam.
     Obie wybuchnęłyśmy śmiechem i nie mogłyśmy go skontrolować.

piątek, 2 listopada 2012

Lekcja OPCM z Maksem Tenetem :P

   Na przerwie przed lekcją z OPCM (obrona przed czarną magią) nabazgrałam krótki liścik do Hagrida.

Hagridzie,
myślę, że raczej będę mogła do Ciebie wpaść. A mogłabym ze sobą wziąć moich nowych kumpli? Uparli się, by mi towarzyszyć. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.
                                                                                                                 Całuję. Jessica

   Poszłam w towarzystwie Klary i Caroline do sowiarni. One znały już do niej drogę, więc skorzystałam z ich pomocy. Szybko dotarłyśmy do wyznaczonego miejsca. Weszłam do środka i nieśmiało zrobiłam parę kroków. Pomieszczenie było niewielkich rozmiarów.  Wszędzie znajdowały się sowy. Na górze, gdzie znajdowały się specjalne obręcze dla ptaków siedziała moja sówka, którą nazwałam Luiza. Od wieków podobało mi się to imię. Pierzaste zwierzęta zapaskudziły większą część sowiarni.
- Luiza! - zawołałam. Luiza szybko, wręcz z prędkością  światła przyfrunęła do mnie i usiadła na moim ramieniu.
- Ależ śliczna - zachwyciła się Caroline Wilson. Klara jej zawtórowała. Zignorowałam je.
- Wyślij ten list Hagridowi, dobrze? - zapytałam. Sówka uszczypnęła mnie delikatnie w ucho. Zrozumiałam, że w ten sposób zapewniała, że dostarczy kopertę mojemu przyjacielowi. Dałam jej w nagrodę trochę przysmaków. Gdy je zjadła, wcisnęłam jej w dziób list, a Luiza poleciała w dal. Przez chwilę z dziewczynami przyglądałyśmy się lotowi sowy, a potem poszłyśmy na OPCM.
   Na tej lekcji musiałam usiąść z Staisy. To właśnie dziewczyna, z którą rozmawiała jeszcze przed podróżą do Hogwartu. Siedziała przy krawędzi ławki. Trochę mnie to zirytowało, ponieważ czułam się poniekąd odrzucona, obca, ale wyperswadowałam sobie te myśli i wyjęłam książki. Dziewczyna już dawno miała je wyjęte.
- Witam. Nazywam się Maks Tenet i będę was uczył obrony przed czarną magią. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany może wyjść z tej klasy - powiedział głośno i zdecydowanie. Rozejrzałam się dookoła. Nikt się nie ruszył. Profesor ciągnął dalej. - A więc jeśli naprawdę chcecie się czegoś nauczyć to uprzedzam - musicie zachowywać się przyzwoicie. Macie trzy szanse. Jeśli je zmarnujecie... pożegnamy się. Na zawsze. W tej sali będziecie się uczyć tego, jak obronić się przed czarną magią, najpotężniejszą i najbardziej złożoną magią, jaka istnieje na tym świecie, więc nie będę tolerował waszych wygłupów. Mam nadzieję, że mnie zrozumieliście. Jak nie... trudno, wasza strata...
    Wydał mi się bardzo surowym nauczycielem. Miał wydatny podbródek, ładne orzechowe oczy, w tej chwili dziwnie połyskujące, włosy krótkie, ale czarne. Jego cera była równie blada jak skóra Staisy. Zauważyłam, że na niej przedłużył swój wzrok. Dziewczyna dzielnie patrzyła mu w oczy, ale speszona opuściła w końcu wzrok. Zdziwiło mnie, że jej oczy, a dokładnie tęczówki mieniły się dziwnym, czarnym jak węgiel kolorem. Zaniepokoiło mnie to. Postanowiłam do niej zagadać.
- Ej, pamiętasz ten dzień, kiedy się spotkałyśmy po raz pierwszy? - zapytałam, w napięciu wyczekując jej odpowiedzi.
- Pamiętam - powiedziała, ale wyczułam u niej, że jej chęci do rozmowy zmalały do zera. Nie odpuściłam jej jednak.
- To jak ci powiedziałam, że moi rodzice są mugolami to jakoś dziwnie się zachowałaś. Dlaczego? - mówiłam już pod wpływem impulsu.
- Pomyślmy. Może dlatego, że jesteś nędzną szlamą? - rzuciła sarkazmem. We mnie gotował się gniew.
- Tak? A kimże ty jesteś, co? No powiedz? - szeptałam tak zaciekle, że niektórzy słyszeli syk. Klara się odwróciła w moją stronę. Gestem pokazałam, żeby się zmieniła pozycję na wcześniejszą. Oczy Staisy zrobiły się ciemniejsze, o ile to w ogóle mogło być możliwe.
- Jestem tym, czym jestem - syknęła i o dziwo wyszła z klasy, zatrzaskując drzwiami. Zamrugałam oczyma.
- Co się jej stało? - zapytał mnie rudy chłopak, który siedział obok Scorpiusa. Wyglądał na nieco głupkowatego osobnika. Miał na nosie okulary, które przysłaniały lazurowe oczy. Nieco długie włosy opadały mu niechlujnie na wszystkie strony. Nie obdarzyłam go zaufaniem jak na pierwsze wrażenie. Ale w końcu uroda to nie wszystko.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. Jednak Scorpius napotkał mój wzrok i nasze spojrzenia się połączyły. Wiedziałam, że nie dał się nabrać. Spuściłam wzrok i odwróciłam się do siebie.
    Maks Tenet, który zauważył, że Staisy wyszła z klasy. Podszedł do mnie.
- Co się stało? - szepnął. Nie wiedziałam, czy mu zaufać czy też nie. Wyglądał trochę młodo. Miał zapewne nieco ponad trzydzieści lat.
- Nic - odpowiedziałam, ale oczy nauczyciela zaczęły świdrować. Poddałam się.
- Pokłóciłam się z nią, panie profesorze.
- Hm. Zostaniesz po lekcji, panno...
- Nazywam się Jessica Newton.
- Panno Newton.
     Bałam się końca lekcji. Profesor Tenet co prawda okazał się potem bardzo miłym człowiekiem i ciekawie opowiadał o różnych wydarzeniach, ale naprawdę miałam wątpliwości, czy dobrze postąpiłam, mówiąc mu prawdę. Przecież ta sprawa dotyczyła mnie i Staisy. Nie chciałam w to mieszać osób trzecich. Gdy tak zamyśliłam się nie zauważyłam, że dzwonek zadzwonił. Amber szturchnęła mnie. Ocknęłam się i zapakowałam książki do torby. Dziewczyna czekała, myśląc, że razem z nią pójdę do pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Amber, idź już. Ja... mam coś do załatwienia. Trzymaj się.
- Okej. Do zobaczenia.
   Odwróciła się i poszła ku drzwiom. Odprowadziłam ją wzrokiem. W końcu zniknęła z pola widzenia. Profesor wyczarował talerz z ciasteczkami.
- Częstuj się - powiedział dobrodusznie.
    Zbiło to mnie z pantałyku. Przecież nie po to tu zostałam, żeby jeść z Tenetem ciasteczka!
- Dziękuję - wzięłam jedno ciastko z grzeczności - Ale chyba nie chciał pan, bym została po lekcji tylko po to, by skosztować tych ciastek, prawda?
- Widzę, że wiesz, czego chcesz. Lubię takie osoby. Ale to taka dygresja. O co się pokłóciłyście? Wiesz, to dla mnie bardzo ważne.
    Znów mnie nauczyciel zaskoczył. Co w tym takiego ważnego?
- Znaczy się zapytałam się jej dlaczego dziwnie się zachowywała, gdy po raz pierwszy się spotkałyśmy.
- Co masz na myśli twierdząc, że dziwnie zachowywała? - podchwycił profesor Tenet.
- Wyznałam jej, że moi rodzice są mugolami... To wtedy tak jakoś chłodniejsza była dla mnie.
- Ach - wymknęło się profesorowi. Szybko się zreflektował. - Mów dalej.
- Nazwała mnie szlamą... to ja jej spytałam się, kim ona jest, skoro ma takie domniemanie... odpowiedziała coś w stylu 'jestem tym, czym jestem' i poszła. Nic specjalnego - dodałam.
- Tak, masz rację. Nic specjalnego. Przepraszam i dziękuję, że pozwoliłaś mi zmarnować swój cenny czas. Do widzenia.
- Do widzenia - mruknęłam. Powoli wyszłam z sali. Kiedy ostatni raz zerknęłam na profesora to zobaczyłam, że głęboko się zamyślił. Miałam mętlik w głowie.
   W pokoju Gryfonów znajdowało się dużo osób. Z wielkim trudem odnalazłam tych, których szukałam. Razem z Klarą i Scorpiusem powędrowałam do Wielkiej Sali. Wzięłabym ze sobą również Karolinę, Amber i Nikę, ale one miały jakieś plany, co wydało mi się podejrzane. Scorpius zaczął dźgać Klarę   w plecy. Dziewczyna co chwilę drgała pod wpływem zaskoczenia. W końcu kopnęła go mocno w nogę. Skrzywił się z bólu.
- Klara! Zaraz cię dopadnę! - krzyknął i zaczął ją gonić. Klara uciekała, śmiejąc się głośno. Jakie mi się to wydało dziecinne.
- Ej, dzieci! Jak skończycie to dajcie mi znać - krzyknęłam. Roześmiali się. Nagle zauważyłam wielką postać Hagrida. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i podbiegłam, nie zwracając uwagę na Klarę i Scorpiusa, a potem przytuliłam. Olbrzym poklepał mnie, aż mi w żebrach coś zagrało.
- Cholibka. Przepraszam, Jessica. To ic przyprowadziłaś w eskorcie? - zapytał, wskazując na ganiających się Scorpiusa i Klarę.
- Tak, to oni. Ale ja się do nich nie przyznaję  - mruknęłam, a Hagridowi zatrzęsła się broda.
- Klara! Scorpius! Chodźcie tutaj, bo was tu tak zostawię! - krzyknęłam, a oni posłusznie do mnie przyszli, przerywając tę dziecinną zabawę.
- To jest Klara, a to Scorpius. A to jest Hagrid - zapoznałam ich ze sobą.
- Miło mi. Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze - zagadnął Hagrid. Dwójka się zawstydziła, co znów mnie usatysfakcjonowało.
- Tak, na pewno. Hagridzie, mam ci coś do powiedzenia... - zaczęłam.

Przygoda z Filchem - przygoda niezapomniana

   Wzruszyłam ramionami i powędrowałam dalej. Dużo trudności sprawiło mi odnalezienie sali od zaklęć. Woźny, Filch zdążył już na mnie nakrzyczeć pod pretekstem włóczenia się po szkole w jakiejś złowieszczej intencji.
- Jak się nazywasz? - zapytał z przekąsem w głosie.
- Nie wiem - grałam na zwłokę. Nie byłam na tyle głupia, by sądzić, że mi uwierzy.
- Ty głupia smarkulo! Szlaban o szóstej wieczorem. Inaczej powiadomię dyrektora o twoim występku, doigrasz się! Obiecuję ci to! - fakt, naprawdę zachowywał się wobec mnie bardzo mile. Miałam wielką ochotę mu się odwdzięczyć.
- Proszę pana, mógłby pan być tak uprzejmy i zejść mi z drogi? Mogę również powiadomić profeosr McGonagall o tym, że przeszkadzasz mi pan w dojściu na zajęcia - i tak po prostu bez żadnego ostrzeżenia poszłam sobie omijając tego ponurego mężczyznę.
- Pożałujesz tego, mała! Nigdy nie widziałem tak pyskatego bachora! - krzyczał za mną. Nie zostałam mu dłużna.
- Ja też nie widziałam większego nietoperza.
    I tak zaczęła się gonitwa, którą zapamiętałam do końca życia. Filch mnie gonił z miotłą w ręku, a ja uciekałam coraz to robiąc przeszkody woźnemu w postaci różnych niespodzianek, typu zbroja znajdująca się tuż przed jego nogami. Kiedy znalazłam się wśród wielu uczniów, wielu z nich się na to zjawisko patrzyło z wyraźnym rozbawieniem. Napotkałam Amber, której spojrzenie brzmiało 'O co chodzi?'.
- Nie pytaj - wydyszałam i pobiegłam dalej na drugie piętro, by tam zgubić Filcha.
   Na drugim piętrze nikogo nie było. Zauważyłam, że na końcu korytarza znajduje się łazienka dla dziewczyn. Pomimo wszystko chciałam się tam ukryć. Zaczęłam biec w stronę drzwi, gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Chciałam krzyknąć w obawie, że to jakaś osoba, która ma wobec mnie złe zamiary. Mój towarzysz zatkał moje usta swoją dłonią. Zaciągnął mnie do toalety, ale nie do tej, o której myślałam, żeby została moim schronieniem. Byłam w męskiej łazience. Zaczęłam się szarpać i stłumionym głosem powiedziałam:
- Co ty do diabła robisz?!
- Ratuję ci skórę - powiedział rozbawiony głos. Zostałam uwolniona. Mogłam wreszcie zobaczyć twarz mojego porywacza. Zatkało mnie. Przede mną stał Scorpius uśmiechając się od ucha do ucha. Miałam ochotę go za ten żart spoliczkować. Usłyszałam kroki. Chłopak wziął mnie za rękę i kazał mi się skryć w głębi łazienki.
- Ukryj się w jakiejś kabinie, a ja sprawdzę, czy Filch buszuje na korytarzu. Tak poza tym niezłego bigosu narobiłaś. Gratulacje - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ha ha ha. Patrz, czy tam woźny nie łazi - mruknęłam, pozbawiając bezlitośnie Scorpiusa uśmiechu. Satysfakcjonowało mnie to. Gryfon podszedł do drzwi. Otworzył odrobinę drzwi. Z wielką ostrożnością, powoli rozchylił je i wytknął głowę zza łazienki. Nikogo na korytarzu nie było.
- Jess, droga wolna.
    Wyszłam z kabiny, w której nieźle cuchnęło. Podeszłam do okna, uchyliłam je i zaczerpnęłam powietrza. Darkness roześmiał się. Jego entuzjazm był zaraźliwy. Uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Gdyby nie ty pewnie teraz byłabym w gabinecie dyra.
- A co ty mu zrobiłaś? Niezła draka była.
    Zaczęłam mu opowiadać jak natknęłam się na woźnego i jak potoczył się przebieg naszej rozmowy. Scorpius zaczął się śmiać do upadłego. Trochę mnie to zażenowało.
- A ty dlaczego nie na lekcji? - zapytałam. Właśnie przypomniałam sobie, że od piętnastu minut trwa pierwsza lekcja.
- O kurczaczek - mruknął Scorpius. Parsknęłam śmiechem. Wybiegłam z łazienki chłopców, a Gryfon za mną. Nie wiedziałam jedynie, gdzie mamy lekcje. Zatrzymałam się.
- Mamy lekcje na piątym piętrze. Byłem tam, ale... - urwał. Nie zwróciłam na to uwagi. Pobiegłam w stronę schodów razem z towarzyszem. Nieźle się zdyszeliśmy, ale dobiliśmy do celu. Zapukałam nerwowo w stronę drzwi i weszłam, a za mną Scorpius. Nie zauważyłam, żeby był gdzieś jakiś nauczyciel, więc bez słowa usiadłam obok Niki, która siedziała sama. Kolega usiadł za mną.
- Możecie wytłumaczyć swoje spóźnienie? - zapytał mały człowieczek, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi. - Wstańcie proszę.
   Posłusznie uniosłam się z krzesła, co powtórzył po mnie Scorpius. Myślałam gorączkowo nad wymówką.
- Nie mogliśmy znaleźć drogi, panie profesorze. Jeszcze Irytek nas zaatakował i złośliwe obrazy nam źle podpowiadały drogę - sama byłam zaskoczona pomysłem, który wydał mi się wprost genialny.
- Tak, proszę pana, ale nam w końcu powiedziano o tej sali - dokończył za mnie Scorpius. Miałam ochotę się roześmiać, ale postarałam się wyglądać normalnie.
- Dobrze. Wyjmijcie książki. A więc mówiliśmy o tym, czym są zaklęcia. Zaklęcia to działanie składające się z wykonywania określonych ruchów i wypowiadania określonych słów, mające na celu częściowe ukształtowanie rzeczywistości. Proszę to zanotować.
   W klasie rozległy się głosy skrobiące po pergaminie. Szybko zapisałam powyższą definicję.
- Jessica, co tak naprawdę was powstrzymało? - zapytała mnie Nika. A więc nie uwierzyła - pomyślałam.
- Potem ci powiem - powiedziałam wymijająco.
- Mam ci przekazać list. Wiesz, na śniadaniu cię nie było, a twoja sowa podleciała, więc wzięłam od niej list - szepnęła i zarumieniła się nieznacznie. Podsunęła mi zaadresowaną do mnie kopertę. Dyskretnie wyjęłam zawartość. Znajdował się tam pergamin z bazgrołami. Szybko przeczytałam.

Droga Jess,
cholibka, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko ok. Jeśli być miała ochotę to mogłabyś tam zajrzeć do mnie? Będę czekał przy Wielkiej Sali o szóstej. Daj mi znać na odwrocie.
                                                                                                                         Hagrid.

   Uśmiechnęłam się do siebie. Zauważyłam, że Nika i Scorpius zaglądali mi przez ramię. Spojrzałam na nich z dezaprobatą, ale zignorowali mnie.
- Mogę iść z tobą? - zapytał Scorpius
- Ja też chcę! - szepnęła mi w ucho Nika.
   Zgodziłam się. Nie mogłam się doczekać spotkania z Hagridem.