Obudziłam się w sobotni ranek. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że dochodziła godzina dziesiąta. Dostrzegłam, że na szafce leżała mała koperta zaadresowana do mnie. Otworzyłam pospiesznie jednocześnie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.
Nie chciałyśmy Cię budzić, kochana. Tak słodko spałaś.
Oczyma przejrzałam prawy, dolny róg kartki. Przeczytałam na głos 'Amber Milington'.
- Typowe... - mruknęłam. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wstałam, z pewnością, że to Klara znów chciała mi zrobić głupią niespodziankę. Otworzyłam drzwi. Stanęłam jak wryta, a potem wyjąkałam:
- Eee... cz-cześć.
- Hej, mogę? - zapytał Mike.
- Jasne, że możesz. Wchodź - mruknęłam otrząsając się z pierwotnego szoku. Trochę skrępowało mnie to, że byłam w piżamie, z nieco rozczochranymi włosami i z śmiesznymi kapciami z zabawnymi uszkami. Zastanawiałam się, z jakiej okazji przyszedł do mojego dormitorium. Ach... bal! Na śmierć zapomniałam.
- Jak się tu dostałeś? - zapytałam. - Podobno dormitorium dziewczyn jest jakoś specjalnie chronione.
Mike się uśmiechnął. Miał ładne, kształtne zęby. Kłów nie zauważyłam.
- Mam swoje sposoby... - mruknął tajemniczo. Ton jego głosu bardzo mi się spodobał. Brzmiało to tak uwodzicielsko.
- Przyleciałeś na skrzydłach? - palnęłam bez namysłu. Szybko spuściłam oczy ze wstydu. Na twarzy brata Staisy nie pojawiło się zmieszanie. Nadal się uśmiechał, a nawet się roześmiał.
- Nie mam skrzydeł, ale jeśli sobie życzysz mogę zawsze sobie je dorobić.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie ma takiej potrzeby. Dlaczego tu przyszedłeś? - spytałam rzeczowo. Mike drgnął gwałtownie. Odsunęłam się ze strachu.
- Nie, nie obawiaj się. Nie chcę ci zrobić krzywdy, pomimo tego, że kusisz. Przyszedłem tu, bo chciałem cię zobaczyć rozczochraną, w piżamie w misie i w tych kapciach.
Z wielką siłą woli próbowałam się nie zaczerwienić. Rzuciłam w nim poduszką. Zręcznie ją złapał i położył na łóżku obok. Tam sypiała Klara. Szybko do mnie podszedł i wziął na ręce.
- Niee, zostaw mnie! - zawołałam. Co on wyprawiał?!
- Powiedz "proszę" - wyszczerzył zęby i ustawił moje ciało tak, jakby miał je za chwilę wyrzucić do śmietnika. Pode mną znajdował się mały kontener.
- Zwariowałeś! Odstaw mnie na miejsce!
- Dobrze, madame - mruknął. I zrobił tak jak mu kazałam, tyle, że postawił mnie przed łóżkiem Klary. Zahaczył przypadkowo o jej budzik, który spadł na ziemię. Ukucnął przed nim.
- Zepsuty - mruknął.
- O nie... Klara mnie zabije... Przecież go nie da się naprawić! Jest stłuczony na kawałki! - jęknęłam.
- Próbowałaś Reparo? - zapytał.
- Na ten zegarek to zaklęcie nie działa.
Mike wyciągnął różdżkę i zaczął mruczeć rózne skomplikowane zaklęcia. Jedynie to poskutkowało tym, że pozostałości budzika zamieniły się w popiół.
- Zwiewamy stąd! - zawołałam. - Ja się tylko przebiorę.
- Poczekam na ciebie w pokoju wspólnym - powiedział wesoło.
***
Ubrana w błękitną bluzkę i ciemnogranatowe jeansy nałożyłam czarny płaszcz i wybiegłam do pokoju wspólnego. Mike siedział na fotelu i czytał "Proroka Codziennego". Kiedy zobaczył, że już wyszłam wstał. Podeszłam do niego.
- Jak ci się udało wejść do pokoju? - dopiero teraz przypomniałam sobie, że mój kolega należał do Ravenclawu.
- Hasło nie należało do najtrudniejszych, a lekka wprawa pomogła mi dotrzeć tu nieco szybciej niż zwykłemu amatorowi - mruknął, a na jego twarzy przez chwilę zawitał dziwny cień. Wiedziałam, że miał na myśli wampiryzm. Chciałam go wyciągnąć z tych smutnych myśli.
- Wychodzimy stąd!
***
- GDZIE JEST MÓJ BUDZIK?! - ryknęła na cały pokój wspólny Klara. Niektórzy zatkali uszy. Spróbowałam być niewinnie zaciekawiona.
- Jaki budzik?
- MÓJ BUDZIK! - znów krzyknęła wyraźnie rozzłoszczona.
- Nie wiem, nie miałam czasu na patrzenie, czy ktoś nie ukradł ci twojego skarbu - mruknęłam. Za to Klara zawołała:
- PRZECIEŻ TO TY NAJPÓŹNIEJ WSTAŁAŚ!
Czyli ja byłam główną podejrzaną. Poniekąd z mojej winy koleżanka straciła budzik.
- Spałam długo, ale nie tykałam twojego budzika! - odkrzyknęłam zgodnie z prawdą.
Nagle podeszła zaciekawiona Amber.
- Co się stało? - uśmiechała się do nas, co nieco nas zirytowało.
- Klara zgubiła budzik. Byłaś dziś po południu w dormitorium? - spytałam chytrze. Akurat ten chwyt nie należał do fair play, ale musiałam na kogoś "przerzucić" podejrzenia. Wszyscy doskonale wiedzieli, że wchodziła tam po to, by majstrować przy zegarku Klary.
- TO TYYYYY! - zawyła Klara. Korzystając z okazji wymknęłam się z pokoju wspólnego do dormitorium, a później do łazienki, by przyszykować się na bal. Nadal słyszałam te krzyki.
***
Pół godziny przed balem wyszłam z pokoju wspólnego. Miałam kręcone loki i poniższą sukienkę:
Jako jedyna mi się spodobała, a chodziłam po całym Londynie. Nagle przed moimi oczami pojawił się Mike w pięknym, schludnym, czarnym garniturku. Miał różę w ręku. Czerwoną. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:
- Czy panienka zechciałaby przyjąć ten dar od mojej skromnej osoby?
- Jasne. Fajnie wyglądasz - bąknęłam nieśmiało.
- Ty również. Jesteś fenomenalna! - zawołał, uśmiechając się łobuzersko.
- Dziękuję. To jak? Idziemy? - spytałam wesoło.
- Chodźmy. - objął mnie w pasie i poszliśmy naprzód. Po drodze spotkaliśmy Alex z pewnym Krukonem. Nazywał się Ernie Grace. Był wyższy od Alex o głowę. Nie widziałam go dokładnie. Alex zmierzyła nas ostrym spojrzeniem i rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie Mike'owi, który to zignorował i ścisnął mnie mocniej. Gdybym nie znała już parę dobrych lat Alex, pomyślałabym sobie jakąś głupotę, ale wiedziałam, w czym tkwiła rzecz. Chciała, by jej rodzina oddaliła się ode mnie. W ten sposób miałam być bezpieczna, ale jeszcze nie zostałam w jakikolwiek sposób zagrożona przez wampirów. Minęliśmy się i znów powędrowaliśmy w milczeniu. Wtedy zobaczyłam coś niespodziewanego. Klara złożyła pocałunek na ustach Scorpiusa. Zaczęłam się krztusić ze zdziwienia. Mój partner poklepał mnie lekko po plecach.
- Chyba nie lubisz się całować... - mruknął z rozbawieniem.
- Nie, do pocałunków nic nie mam, ale do tej pary tak - szepnęłam mu cicho w ucho. Złapał mnie za rękę.
- Podoba ci się ten cały Scorpius? - zapytał.
- Żartujesz sobie, wolę kogoś innego - wyszeptałam.
- Kogo?
- Ciebie...
To stało się tak machinalnie. Nasze usta złączyły się. Poczułam niesamowitą adrenalinę, a krew jakby nabrzmiewała mi w skroniach. Nie hamowałam się, ale nagle Mike mnie odepchnął.
- Nie powinniśmy tego robić - mruknął.
- Coś zrobiłam nie tak? - poczułam się odrzucona poniekąd. Mike chyba to wyczuł.
- Nie, Jessica, po prostu boję się, że tymi kłami mógłbym cię zabić. Nie chciałbym tego.
- To ty jednak masz te kły? - szepnęłam przerażona. - Przecież ich nie widać!
Roześmiał się wbrew sobie, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie żartuj sobie. Mam, ale nie są widoczne.
- Śmierć w taki sposób byłaby rozkoszą - mruknęłam. Przeszył mnie ostrym spojrzeniem.
***
Na początku w Wielkiej Sali musieliśmy zatańczyć walca wiedeńskiego. Najbardziej zabawnie prezentowała się jedna para. Nika i Amber, uśmiechnięte od ucha do ucha, nie zwracając uwagi na innych tańczyły razem. Caroline z nieznajomym chłopakiem wytwornie posuwali się w takt powolnej muzyki. Caroline również się uśmiechała. Była szczęśliwa. Cieszyłam się, że mogłam ją widzieć tak piękną i tak zadowoloną z życia. Według mnie to właśnie ona tego wieczoru wyróżniała się najbardziej.
Z taką sukienką prezentowała się ślicznie. Zapomniałabym wspomnieć o Wielkiej Sali. Różnokolorowe serpentyny wisiały w powietrzu nadawając piękne złudzenie tańczących kolorów. Niebo połyskiwało z wielkim wdziękiem. Stoły wyjątkowo znajdowały się przy ścianach, tak, by była możliwość tańczenia na środku sali, która wydała się trzykrotnie większa niż zazwyczaj. Lampiony świeciły rozjaśniając niektóre elementy pomieszczenia. Zapanował dzięki temu nastrój tajemniczości...
Bal rozgorzał na dobre. Tańczyłam najczęściej z Mike'em, czasem z koleżankami. Klara miała pewność tego, że to Amber zepsuła jej budzik. Przez to nie odzywały się do siebie. Gnębiły mnie wyrzuty sumienia. Mike zauważając mój stan, w którym się znajdowałam szepnął mi do ucha:
- Nie martw się, przyznam się do winy.
Zabrzmiało to tak delikatnie, uroczo, że z wielkim trudem zrozumiałam sens jego słów.
- Nie! Nie mów, jeszcze nas zabiją!
- Życzę im powodzenia.
Uśmiechnęłam się gorzko. Pocałował mnie w środku tłumu tańczących par.
- Odbijamy, co? - mruknął Scorpius złośliwie przerywając nasz pocałunek. Zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Chcąc nie chcąc, musiałam z nim zatańczyć.
- Chodzisz z Mike'em? - spytał, gdy zaczęliśmy się żwawo poruszać na takt szybkiej piosenki.
- Nic ci do tego - powiedziałam chłodno. Obróciłam się wokół własnej osi, a kierował mną Scorpius. Potem zamieniliśmy się rolami.
- Widziałem, jak się całowaliście - szepnął. Nie był to szept, który usłyszałam kilka minut temu. Wydał mi się taki nieswojski.
- Cóż za spostrzegawczość.
- Chyba to nie był przyjacielski pocałunek, co nie?
Przestałam tańczyć.
- Scorpius, weź się odwal. Nie mam zamiaru z tobą dłużej tańczyć.
Wyszłam zdenerwowana z Wielkiej Sali. Mike pobiegł za mną.
OMG! Ale długie *_* Tak dla objaśnienia. Proszę brać pod uwagę sukienki, a nie modelki, które je mają na sobie.